Długo trwa, zanim człowiek jakoś dojdzie do siebie. Znaczy, stanie się sobą. Zrozumie, co lubi. Potem pojedzie na jakieś wakacje życia i tam spotka go coś wyjątkowego.Trochę rzeczy po drodze zrozumie. Nauczy się rozmawiać z ludźmi. Będzie miał prywatną ścieżkę dźwiękową do życia: zestaw ulubionych piosenek na Youtube. Te wszystkie książki, które przeczytał jakoś go zbudują. A. Wolny-Hamkało
Macie tak, że gdy czasem przyjeżdżacie do
jakiegoś miejsca wiecie, że to jest tu i nigdzie indziej? Że tu wszystko do
siebie pasuje, jest to coś nieokreślone, czego się od dawna szukało. Miałam już
przebłyski w Tossie de Mar, w liguryjskim Portovenere, ale chyba na dobre
dopadło mnie w małym zapyziałym miasteczku na Sycylii, w którym życie toczy się
swoim rytmem, a mieszkańcy nie zawracają sobie głowy turystami, których i tak
pod koniec czerwca było jak na lekarstwo. Gdzie jest to miejsce, moja miłość od
pierwszego wejrzenia?
Gdzieś pomiędzy San Vito Lo Capo a
Palermo, niedaleko Scopello i obłędnego rezerwatu Zingaro znajduje się ta
niepozorna mieścina – zwana przeze mnie boskim Castellammare del Golfo. To tu
spędziliśmy 4 cudowne dni, będąc na Sycylii. Leżeliśmy na długiej piaszczystej
plaży Spiaggia, spacerowaliśmy po porcie i wąskich uliczkach, a każdego
wieczoru wspinaliśmy się w górę Corso Umberto do odkrytej przez nas knajpki
lokalesów z przepysznym domowym jedzeniem i niewiarygodnymi cenami. Jeden dzień
przeznaczyliśmy też na wyprawę do Zingaro, ale o tym będzie innym razem.
Dzisiaj posłuchajcie...
Castellammare del Golfo to malownicze
rybackie miasteczko, którego nazwa wzięła się od arabsko-normańskiego zamku, w
którym dziś mieści się muzeum. Chociaż jest tu pełna infrastruktura turystyczna
z bogatą bazą noclegową i lokalnymi biurami podróży, to nie jest to miejsce tak
zatłoczone jak Cefalu, którego uliczkami nie sposób było przejść, czy San Vito
Lo Capo, posiadające najładniejszą na Sycylii plażę (podobno, dla mnie ta w
Castellammare była idealna!). Tutaj też można jeszcze poczuć ducha Sycylii,
poobserwować życie jej mieszkańców, którzy wydają się nieustannie mieć sieste.
Zafascynował mnie zwyczaj wynoszenia krzeseł przed dom, by sobie pogadać z
sąsiadami. U nas babcie wystające z okien to coraz rzadszy widok i głównie w
małych miejscowościach. Na Sycylii to rytuał. Koniec siesty oznacza czas
spotkań, rozmów, picia wina i grania w karty. Taka prawdziwa mała społeczność,
gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą, gdzie niszczycielska moc cywilizacji z
nałogowym siedzeniem na fejsie i oglądaniem wszystkich seriali, jakie się da,
jeszcze nie dotarła. Sycylijczycy zdają się w cudowny sposób łączyć piękno
rozmowy z dobrodziejstwami XXI wieku. I za to ich kocham.
W drugiej połowie czerwca na plaży
Spiaggia w Castellammare nie było wielu ludzi. Za komplet dwóch leżaków z
parasolem płaciliśmy 10 euro. I już można było cieszyć się kapielą w lazurowej wodzie i szumem fal. To
tu pokochałam plażowanie, boskie plaże Krety mnie tak nie uwiodły jak Spiaggia.
Gdzie
przenocować?
Na ocenę miasteczka pewnie wpłynął też
pensjonat, w którym nocowaliśmy i jego właściciel, prawdziwy gentleman z
dawnych lat. Casa D’Anna to jedna z
naszych najwspanialszych podróżniczych przystani w ogóle. Za 56 euro za noc
mieliśmy do dyspozycji ogromną sypialnię, salon, przedpokój i sporą łazienkę.
Pokoje były wyposażone w sycylijskie antyczne meble, a łazienka była nowoczesna
i bardzo wygodna. Do tego właściciel – Pietro – który codziennie szykował nam
na śniadanie prawdziwą ucztę, na którą składało się pieczywo, ciasta,
ciasteczka, jogurty, dżemy, nutella, sery, wędlina, soki, woda, kawa z
ekspresu... Wszystko świeże i pyszne. Polecam to miejsce z całego serca. Pietro
daje z siebie wszystko, by goście byli
zadowoleni. Tutaj strona pensjonatu na bookingu, a poniżej nasz widok z
balkonu:
Gdzie
zjeść?
W Castellammare mielismy też ogromne
szczęście z jedzeniem. Byliśmy raz na kolacji w restauracji z widokiem na
zatokę. W La Timpa zjedliśmy
idealnie przyrządzoną rybę miecznik (15,50 euro za porcję), do tego sałata (3 euro)
i ziemniaki (4 euro), i pół litra wina domowej roboty (7 euro). Do tego
oczywiście doliczają coperto po 2,20 euro za osobę. Jak tak to wszystko
zsumować to rachunek zrobił się na prawie 50 euro, ale jedzenie było naprawdę
dobre, obsługa miła i pomocna, a widoki obłędne, do tego pan przygrywający na
saksofonie Sinatrę... Było tak magicznie, że nawet o wygórowanym rachunku się
nie myślało :)
Szczerze polecam, jeśli możecie wydać trochę więcej na obiad/kolację. Adres: Via Arciprete Militelli 26.
Jeśli jednak lubicie zjeść tanio i
pysznie, to również mam dla Was idealne miejsce. Idąc do marketu, zauważyliśmy,
że Sycylijczycy biorą na wynos pizze w niepozornej knajpce Charlie Brown, prawie na samej górze Corso Garibaldi z dala od
turystycznych miejsc. Zaryzykowaliśmy i poszliśmy tam na kolację. Wzięliśmy pół
litra wina domowej roboty (3 euro), pizze quattro formaggi (5 euro) i gnocchi
al pistacchio (6 euro). Wszystko było przepyszne! Jak pani przyniosła nam
rachunek, prawie padliśmy ze szczęścia: 14 euro za nas dwoje, żadnych
wliczonych napiwków, a pojedliśmy za dwoje i byliśmy szczęśliwi jak dzieci!
Sami zostawiliśmy duży napiwek i wracaliśmy tam jeszcze 2 razy, zawsze tak samo
zadowoleni i dobrze obsłużeni :) Tak sobie myślę, że Charlie Brown jest jak samo
Castellamare – niepozorny, ale trafiający od razu prosto do serca.
Mogę Wam jeszcze polecić lodziarnię Vernaci na Corso Bernardo Mattarella
40. Lody mają idealny smak i konsystencję. Na pewno nie będziecie zawiedzeni.
Jak
się dostać do tego raju?
Najlepiej samochodem, bo komunikacja
publiczna dojeżdża, ale niestety niezbyt często. My byliśmy na nią jednak
skazani z powodu braku karty kredytowej. Pierwszy autobus z Trapani jest po 14-tej!
Dlatego właśnie wybraliśmy jazdę pociągiem, który co prawda jedzie na około,
ale za to przed 10.00 już wyruszyliśmy. Bilet kosztował 8 euro/osobę.
Z jazdą
pociągiem do Castellammare jest taki problem, że pociąg przyjeżdża daleko za
miasto. Więc jak już wysiedliśmy i zobaczyliśmy, że autobus podmiejski jest za
godzinę, wzięliśmy taksówkę – kosztowała 5 euro, więc nie tak źle :)
Z Palermo co Castellammare dostaniecie się
autobusem Russo, bilet też kosztuje 8 euro.
A to już widoki z drogi. Tak toskańsko!
Trochę się rozpisałam, ale chciałam byście
zrozumieli moją miłość.
Kochana tam jest przepięknie! Ja już byłam prawie jedną nogą na Sycylii, ale w końcu zdecydowaliśmy się na Costa del Sol. Jeszcze 2 tygodnie i będę się cieszyć gorącym hiszpańskim słońcem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ale super! A w które miejsce konkretnie się wybierasz?
UsuńDoskonale rozumiem o czym mowa! Jak kiedys sie bede wybierala na Sycylie, to wroce do tego posta, bo bije z niego taka magiczna, niepowtarzalna aura :)
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńRozumiem o czym na początku piszesz, bo mam tak kiedy jestem na Gran Canarii. Czuję się jak u siebie, wszystko do siebie pasuje, jestem też przyzwyczajony. Bardzo ładnie pokazałaś miejsce,w którym byłaś :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tam kiedyś dotrę :)
UsuńA kto lepiej zrozumie Italofila niż drugi Italofil?:))) Ja mam tak z Toskanią, tam zostało moje serce. W Toskanii i w Umbrii w małych miasteczkach też jest taki zwyczaj wynoszenia krzeseł przed dom.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś dojadę i na Sycylię...
na pewno! Może już za rok?
UsuńRzeczywiście, można się zakochać :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne miasteczko. Momentami troche mi Ulcinj przypomniało w Czarnogórze.
OdpowiedzUsuńRybka wygląda naprawdę smacznie, zjadłabym takeigo miecznika :)
Pozdrawiam :)
Przepięknie. Marzę o Sycylii od kilku lat, ale i tak ciągle ląduję w Grecji. :)
OdpowiedzUsuńZ jedzeniem mam zawsze szalony kłopot, bo wielu rzeczy nie lubię, a i cenowo jestem marudna, bo często wolę kasę wydać na wejścia w jakieś fajne miejsca niż codzienny obiad. ;)
OdpowiedzUsuńAleż piękna ta Sycylia!!! Jadę za 2 tygodnie i już nie mogę się doczekać. My również będziemy kilka dni w Castellammare del Golfo. Mam pytanie dotyczące plaży. A mianowicie jak wygląda dno. Czy da się snurkować i zobaczyć jakieś ciekawe rybki, skałki etc :)
OdpowiedzUsuńMorze w Castellammare jest bardzo płytkie, nie próbowałam więc nawet pływać. Jestem średniego wzrostu, a gdy dochodziłam do boi, woda sięgała mi zaledwie do pasa. Koniecznie idźcie do Charliego Browna na obiad, powyżej opisałam jak znaleźć tę knajpkę. Dajcie znać, czy Wam smakowało. Polecam gnocchi al pistacchio :)
UsuńByłam, wróciłam...ehhh...już mi tęskno :( Knajpka świetna. Właśnie czegoś takiego szukałam. Stołowaliśmy się tam codziennie przez 5 dni naszego pobytu wypróbowując co raz to nowe smaki. Pizza obłędna. Pozdrawiam :)
UsuńSuper! Cieszę się, że smakowało i się podobało :) Aż serce rośnie po takich komentarzach!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń