poniedziałek, 29 września 2014

Włochy 2014: plan i organizacja wyjazdu, pogoda we wrześniu



Sobota, na chwilę przed północą. Wysiadam z samolotu w Krakowie i ogarnia mnie przerażające zimno. Są może 2 stopnie. Zmarznięta kieruję się w stronę terminalu i z rozrzewnieniem wspominam ciepłe włoskie morze i piękne jesienne słonko. Myśli o słonecznych dniach w cudownych Włoszech będą mnie rozgrzewać przez całą jesień i zimę, aż do kolejnej podróży...


Pomysł na wrześniowy wypad do Włoch urodził się w mojej głowie po powrocie z Grecji na początku czerwca. Nie wiedziałam jednak, czy plan uda się zrealizować, bo niestety mamy dużo wydatków, związanych z remontem. Ostatecznie jednak podwyżka pozwoliła na odkładanie większych kwot na konto oszczędnościowe :) No to pozostało obmyślić plan wyprawy i kupić tanio bilety :)

> > > Bilety Ryanair na trasie Wrocław-Bolonia: 84 zł/os/lot < < <

O Florencji i Toskanii marzyłam od zawsze. Niestety okazało się, że wynajęcie auta we Włoszech nie jest najtańsze, a komunikacja publiczna nie dociera do najpiękniejszych zakątków Toskanii. Od razu musiałam więc odrzucić rajd po winnicach i przejazd Val d’Orcia. Musieliśmy skupić się na miejscach, w które sprawnie i szybko można dotrzeć pociągiem lub autobusem, i tak początek wypadu wyglądał tak:
a) lecimy samolotem 21.09.2014 r. o 6.30 z Wrocławia do Bolonii
b) w Bolonii po dostaniu się na dworzec wsiadamy w szybki pociąg (koszt 13 euro/os, klasa super economy, kupione wcześniej online)        do Florencji i tam jesteśmy od niedzieli do wtorku
c) w poniedziałek z Florencji jedziemy autobusem do Sieny
d) we wtorek późnym popołudniem jedziemy pociągiem do Pisy i tam mamy kolejny nocleg
d) w środę rano jedziemy pociągiem do Lucci (z Pisy to tylko pół godzinki).
 > > > aerobus Bolonia lotnisko - dworzec główny: 6 euro/os< < <

Tak wyglądała część toskańska. Rajd po winnicach zostawiamy sobie na kolejny raz z powodu kosztów wynajęcia auta... Toskania graniczy jednak z innym pięknym regionem, po którym można bardzo łatwo poruszać się pociągiem – Ligurią, a jako, że marzyłam także o Cinque Terre i legendarnym Portofino, to udajemy się właśnie tam :)
a) w środę wieczorem wsiadamy w pociąg w Pisie do La Spezii (jedzie trochę ponad godzinę), która jest naszą bazą wypadową do zwiedzania Ligurii
b) w czwartek jedziemy rano pociągiem do Santa Margherita Ligure i tam wsiadamy w autobus do Portofino (to jedna z dwóch możliwości dotarcia do Portofino, więcej w poście o tym miejscu już wkrótce)
c) w piątek zwiedzamy Cinque Terre, przechodzimy część szlaku i zwiedzamy miasteczka
d) w sobotę zwiedzamy Portovenere w słynnej Zatoce Poetów, a wieczorem wsiadamy w pociąg do Pisy i stamtąd o 21.50 wracamy do Polski, do Krakowa.
 > > > Bilety Ryanair na trasie Pisa-Kraków: 97 zł/os/lot < < <

No to tak wyglądał plan, zrealizowany zresztą w 101% 

A oto i kilka zdjęć z miejsc, którymi będę Was katować przez najbliższe tygodnie, miesiące ;)








Pogoda we wrześniu w Toskanii i Ligurii

Jak widzicie po zdjęciach pogoda się nam udała :) Przed wyjazdem z niepokojem oglądałam prognozy pogody, które zapowiadały ulewy przez połowę tygodnia. Całe szczęście nic takiego nie miało miejsca. W środę było trochę chłodno i bardzo pochmurno, i prawie nie było widać nieba, ale poza tym było ciepło od 25-30 stopni, błękitne niebo i piękne słonko ;))) 

Druga połowa września wydaje się być więc idealna, by odwiedzić Toskanię i Ligurię. Nie ma już nieznośnego upału, a słońce nadal przyjemnie świeci.

Włosi jednak powiedzieli nam, że mamy szczęście do pogody, bo podobno w tej części kraju tego lata było pochmurno i deszczowo. Pozostaje mi więc się cieszyć, że nam świeciło słońce prawie przez cały czas :)

Pozostałe praktyczne informacje i dokładna relacja z wyjazdu w postach z poszczególnych miejsc.

Do napisania! Tymczasem lecę ogarniać zdjęcia, mam ich 3 tysiące! (oops, I did it again...)

sobota, 20 września 2014

Niedziela w Wersalu



Jeśli jest się w Paryżu na dłużej niż 3 dni, warto przeznaczyć jeden dzień na wycieczkę do pałacu w Wersalu, symbolu francuskiej monarchii. Podczas ostatniego pobytu w stolicy Francji, to właśnie zwiedzanie tego miejsca przeżywałam najbardziej. Ostatecznie okazało się jednak, że Wersal odpycha swym przepychem, ale do tego jeszcze dojdziemy... Najpierw jednak kilka informacji praktycznych.



Jak dostać się z Paryża do pałacu?

Najlepiej RERem, czyli szybką regionalną koleją.

No to tak: w Paryżu bilety na metro/RER kupuje się na określone strefy. Pakiet 10 sztuk jednorazowych biletów, o których pisałam w poście o organizacji wyjazdu do Paryża, nie działa na Wersal, bo znajduje się on w strefach 1-4 i właśnie taki bilet musimy kupić w automacie (możemy też wybrać konkretne stacje, na których wsiadamy i wysiadamy). 

My jako, że mieszkaliśmy na Montmartre najpierw dojechaliśmy metrem 13 z Place de Clichy do Invalides i tam przeszliśmy kilka peronów, by wsiąść w linię C RER kierunek Versailles Rive Gauche. Stamtąd już bardzo łatwo dostać się do pałacu, wystarczy iść za tłumem :)

Czy warto kupić bilet wcześniej przez Internet?

Tak, tak, tak!

Otóż do wejścia do pałacu są gigantyczne kolejki, takich jeszcze nigdzie na świecie nie widziałam... Mało tego, jeśli ktoś nie kupić wcześniej biletu online, to musi najpierw stać w kolejce do kasy, a potem w kolejce do wejścia...

Poniżej zdjęcie kolejki do wejścia, cztery ogonki i ponad godzina czekania...


My staliśmy tylko w jednej kolejce, bo mieliśmy wstęp free, jako obywatele UE poniżej 26 roku życia. Jeśli jednak chcecie zwiedzić Wersal i jesteście starsi, to koniecznie kupcie bilet wcześniej. Nie warto tracić tak dużo czasu na czekanie, zwłaszcza, że trzeba jeszcze swoje odstać w kolejce do wejścia...

Ceny i opcje biletów:

a) Jeśli chcecie zobaczyć wszystko, to najlepiej kupić opcję „The Passport”, która uprawnia do zwiedzenia pałacu głównego, pałaców Trianion i posiadłości Marii Antoiny,  a także wstęp do ogrodów. Cena: 18 euro lub 25 euro (w opcji 2 dniowej);

b) „The Palace” – zwiedzacie tylko główny pałac, cena: 15 euro;

c) billet do pałaców Trianion i posiadłości Marii Antoiny, cena: 10 euro.

Chyba najlepiej wybrać opcję Passport, choć oczywiście bardzo trudno zwiedzić wszystko w 1 dzień. My widzieliśmy tylko główny pałac i ogrody, a i to nas wymęczyło, w końcu mamy do czynienia z hektarami...

UWAGA! W poniedziałek pałace są zamknięte, można jednak wtedy pospacerować po ogrodach.

Oczywiście idealnie wybrać się na zwiedzanie Wersalu, jak najwcześniej rano i najlepiej nie w weekend. My byliśmy w niedzielę, bo tylko taki termin nam pasował... Jeśli jednak macie możliwość, pojedźcie np. w środę, a kolejka z pewnością będzie odrobinę mniejsza! 

No to po tej garści informacji praktycznych, zapraszam na spacer po Wersalu :)


Jak widzicie na powyższym zdjęciu, pogoda była średnia. Słońce momentami prześwitywało przez chmury, ale ogólnie było ciemno i może też dlatego ogrody nie zrobiły na nas takiego wrażenia.


Jako, że robienie zdjęć we wnętrzach nie jest moją mocną stroną, poniżej znajdziecie tylko 3 fotki:
a) z królewskiej sypialni



b) sypialni królowej


Wszystkie cuda znajdujące się w komnatach z pewnością robiłyby większe wrażenie, gdyby nie fakt, że w większości mamy do czynienia z imitacją, gdyż oryginały spalono w czasie Rewolucji Francuskiej... Może i dlatego jakoś bardziej przeżywałam zwiedzanie Schonbrunnu w Wiedniu, gdzie każda rzecz była autentyczna i mogłam sobie wyobrażać, że o tu spała Maria Teresa, a tu Sissi. Tymczasem w Wersalu jakoś te wszystkie wspaniałości do mnie nie przemówiły, wszak to tylko falsyfikat... I w tym miejscu wyrażam ubolewanie nad bezmyślnością tłumu, który wdarł się do pałacu i wszystko zniszczył. Jaka to szkoda dla historii...

Przyjemny był za to spacer po ogrodach, które są przepiękne. Ach, jaka to musi być frajda, gdy niebo jest błękitne, a słońce przyjemnie świeci!




Co kawałek pełno było monumentalnych rzeź lub fantazyjnie przystrzyżonych żywopłotów.






Były też dziwne drzewa



i restauracja ukryta pośród ogrodów



Mnie się jednak najbardziej podobał mini las


i fontanna Apolla




Poniżej jeszcze kilka zdjęć przed fasadą pałacu.





Jeszcze jedno spojrzenie na oranżerię


i wychodzimy na dziedziniec, gdzie znajduje się pomnik Ludwika XIV.


Koniec wycieczki.


To już ostatni post z ubiegłorocznego wypadu do Paryża.

Co ciekawe, dokładnie 21 września 2013 roku lecieliśmy właśnie do Paryża. Jutro będzie więc rok :) 

Wczoraj odebraliśmy klucze do naszego domku!!! Byliśmy na odbiorze z fachowcem i mamy drobne usterki do usunięcia, m.in. porysowane deski na tarasie, porysowane ramy okienne. W jednym miejscu są też krzywo kontakty zamontowane. Jak widzicie nie ma tragedii, wykonanie jest naprawdę dobre i jak tylko deweloper zrobi poprawki, bierzemy się za remont!

A tymczasem miło mi Was poinformować, że mam od dziś przez tydzień urlop i że jutro wybywam na tydzień :))) 

Jeśli jesteście ciekawi gdzie, musicie rozwiązać małą zagadkę:
- jest to ojczyzna Pucciniego i pizzy ;)

No to już na pewno wszystko wiecie :) Tymczasem spadam się pakować i obmyślać ostatnie szczegóły. Życzcie mi słońca i szczęśliwej podróży. Do napisania! 

PS W związku ze zmasowanym atakiem botów na mój blog, musiałam włączyć na jakiś czas weryfikację obrazkową. Za niedogodności przepraszam.

piątek, 12 września 2014

Paryż: od Luwru przez Place de la Concorde do Wieży Eiffle’a



Ostatni spacer po Paryżu i wszystko to, co nie mieściło się w poprzednich postach. Dziś uśmiechniemy się do Mona Lisy w Luwrze, będziemy wzdychać do impresjonistów w Musee d’Orsay, wrzucimy telefon do fontanny na Place de la Concorde, wjedziemy na szczyt Wieży Eiffle’a, by podziwiać widoki i pospacerujemy po majestatycznych wnętrzach paryskiej opery. No to nie tracąc więcej czasu, ruszajmy!


Do Luwru idziemy Pont des Arts, mostem na którym zakochani wieszają swoje kłódki. Jakoś nie podoba mi się ta moda, tym bardziej, że w czerwcu bieżącego roku pod ciężarem metalowych kłódek zawaliła się część mostu. Niby nic poważnego się nie stało, ale niesmak pozostaje...



Oto i Luwr, dawny pałac królewski, obecnie jedno z największych i najważniejszych muzeów na świecie. Być w Paryżu i tu nie wejść - grzech.


Zwiedzać jednak najlepiej z gotowym planem: tematycznie, okresami, jak kto woli, byle z głową. Zbiorów nie sposób zobaczyć w jeden dzień, a nie warto błądzić bez sensu i tracić czas.

Luwr zwiedzać można codziennie, poza wtorkiem, w godzinach od 9 do 18, a w środy i piątki nawet do 21.45.

Wstęp kosztuje 12 euro. No chyba, że jest się obywatelem UE przed 25 rokiem życia, wtedy wchodzimy za darmo! Z czego my oczywiście skorzystaliśmy w grudniu 2012 :)


Idąc od Luwru w stronę Jardin des Tuileries mijamy Arc de Triomphe du Carrousel, zwany też Małym Łukiem Triumfalnym. 

Mały Łuk zaprojektowano na zlecenie cesarza Napoleona na wzór Łuku Septymiusza Sewera na rzymskim Forum Romanum. 


Jardin des Tuileries to świetne miejsce na wypoczynek, gdzie można rozłożyć się na leżaczku lub trawce.



Odpoczęliście? No to idziemy na Place de la Concorde, gdzie w filmie "Diabeł ubiera się u Prady" Anne Hathaway wrzuca telefon do jednej z fontann.





A to już widok na Pola Elizejskie.


My jednak idziemy przez Pont de la Concorde i dalej nabrzeżem Sekwany w kierunku Wieży Eiffle'a.



Nawet na sesję ślubną się załapaliśmy :)



A oto i ona - królowa Francji - Jej Wysokość Wieża Eiffle'a. 
Ładna, brzydka? Na pewno niebanalna.



No to pora odstać swoje by wejść na górę!
Wejść, a raczej wjechać windą...

Na Wieżę Eiffle'a możecie wjeżdżać już od 9 rano i tak, aż do 1 w nocy w sezonie letnim i 12 w sezonie zimowym.

Tutaj niestety nie wchodzimy za darmo, jak do wszystkich pozostałych atrakcji Paryża.

Cena wstępu jest uzależniona od wieku i sposobu w jaki chce się zobaczyć najbardziej znany widok na Paryż. Odsyłam Was do oficjalnej strony Wieży Eiffle'a i dodam tylko, że my wybraliśmy opcję z windą na sam szczyt :)





Żegnamy Wieżę Eiffle'a - widok ładny, ale wolę ten z Katedry Notre Dame. Tego wieczoru spacerujemy jeszcze Polami Elizejskimi i oglądamy Łuk Triumfalny.


Łuk Triumfalny zbudowano na początku XIX wieku dla uczczenia poległych w wojnach napoleońskich i rewolucji francuskiej.

Może zainteresuje Was fakt, że na paryskim łuku wyryto nazwy pięciu polskich miast - Wrocławia, Gdańska, Pułtusku, Lidzbarka Warmińskiego i Ostrołęki, i nazwiska 7 Polaków, którzy brali udział w wojnach napoleońskich.

Wysoki na 51 metrów stanowi kolejny punkt widokowy na mapie Paryża. Cena wstępu to ok. 10 euro, za darmo wchodzą obywatele UE do 25 roku życia. My jednak rezygnujemy, Łuk nam się nie podoba, ten przy Luwrze jest o wiele ładniejszy wizualnie.


Kolejnego dnia zwiedzamy jeszcze Musee d"Orsay, a w nim wspaniałą kolekcję malarstwa impresjonistycznego. Już sam budynek jest imponujący i bardzo mi się jako miłośniczce architektury podoba. Co ciekawe, kiedyś był tu dworzec, później dom aukcyjny, teatr, a dopiero od 1986 roku budynek służy jako muzeum. I to jakie! 

Bez wahania stwierdzam, że Musee d'Orsay to najwspanialsze muzeum, w jakim byłam!!! Jak ktoś się kocha w impresjonizmie, tak jak ja, to po prostu musi zobaczyć te wspaniałe zbiory!


Co tu znajdziemy? M.in.:
- Bal w Moulin de la Galette Renoir
- Gwiaździstą noc nad Rodanem, Kościół w Auvers van Gogha
- cykl obrazów Katedra w Rouen, budynek parlamentu w Londynie Moneta
- Śniadanie na trawie, portret Emila Zoli Maneta
- Absynt Degasa.

Zapewniam, że jest, co podziwiać. A co trzeba wiedzieć przed zwiedzaniem?

Że się stoi w kolejkach, jak wszędzie w Paryżu zresztą ;)
Że czynne codziennie poza poniedziałkiem od 9.30 do 18.00.
Że do 25 roku życia zwiedza się za darmo, jak prawie wszystko w Paryżu ;) A że jak jest się starszym, to 11 euro za osobę trzeba zapłacić.
Że lepiej z dużą ilością gotówki nie iść, bo na zakładki z reprodukcjami można majątek wydać!

 
I niniejszym ogłaszam ostatni przystanek w Paryżu: Opere de Palais Garnier, wspaniały przykład architektury barokowej i gmach jednej z najważniejszych oper na świecie.




Wchodzimy oczywiście do środka, niestety tym razem nie za darmo. Płacimy 10 euro, bierzemy ulotki od miłej pani i już zwiedzamy wnętrza paryskiej opery :)


Zachwyca wszystko, schody, kandelabry, foyer, dosłownie każdy detal.


Chwilę spędzamy też na tarasie, patrzymy sobie na bogatych Japońców w hotelu koło opery, robimy fotki i zmywamy się na domu :(



W Paryżu łącznie byłam tydzień, podczas dwóch wizyt w 2012 i 2013 roku. Pierwsza miała miejsce w grudniu i wtedy głównie po muzeach chodziliśmy i innych atrakcjach, bo mieliśmy wszędzie prawie wstęp za free, trzeba więc było korzystać. Z kolei we wrześniu 2013 roku spacerowaliśmy, delektowaliśmy się widokami i zwiedzaliśmy raczej na spokojnie.

Do wielu miejsc jeszcze nie dotarłam, przede wszystkim nie widziałam współczesnej części miasta, nie buszowałam na pchlim targu, ani nie poddałam się refleksji na Cmentarzu Père-Lachaise. Trochę Paryża do zobaczenia, więc jeszcze mi zostało. Jest do czego wracać. Tym razem chyba na wiosnę, gdy wszystko budzi się do życia ;)

Ale zanim to nastąpi, zapraszam jeszcze do Wersalu, gdzie spędziliśmy miło dzień. Do napisania!