wtorek, 30 grudnia 2014

2015 – marzenia, nadzieje, plany



Walizki pękają w szwach, kartony walają się po całym mieszkaniu, jutro ten dzień – przeprowadzka. W tle leci Leonard Cohen, pieszczący me zmysły swym niezwykłym głosem. 
W całym tym zgiełku znalazłam chwilkę, by podzielić się z Wami planami i marzeniami na Nowy Rok 2015. 



W 2015 mam zamiar:


27. urodziny spędzić w Londynie



zdobyć Etnę podczas wakacyjnego wyjazdu na Sycylię


wrócić do Rzymu



chciałabym:

przejechać się tramwajem numer 28 w Lizbonie

 

poczuć się jak księżniczka w komnatach zamku Neuschwanstein w Bawarii



sprawdzić, czy Madera faktycznie jest krainą wiecznej wiosny


a poza tym planuję:

ćwiczyć regularnie
jeść mniej słodkiego
wrócić do nauki języków
robić lepsze zdjęcia
czytać więcej, bo ostatnio to zaniedbałam
pójść chociaż na dwa fajne koncerty
mniej się denerwować, a więcej uśmiechać
skończyć remont 


A jakie Wy macie plany na Nowy Rok? O czym marzycie? Zachęcam do dzielenia się swoimi bucket listami na 2015!!!

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! 
SPEŁNIAJCIE MARZENIA!

niedziela, 28 grudnia 2014

2014 – rok przełomowy



Kiedy za 3 dni będziecie otwierać szampana w sylwestrową noc, ja pewnie będę leżeć padnięta po przeprowadzce. Może nie będzie to najbardziej spektakularna noc, ale na pewno niezapomniana. Bo pierwsza w moim własnym domu. Na moim łóżku, na moim materacu... 

I marzę, by przyśniła mi się jakaś wspaniała podróż – najlepiej gdzieś daleko – może do Australii? Bo podobno pierwszy sen w nowym miejscu się spełnia... Trzymajcie, więc kciuki!



O moim domku jeszcze Wam opowiem, co nieco pokaże, ale musimy to odłożyć niestety do wiosny, bo na razie mamy tylko łóżko, szafę i łazienkę (i to bez oświetlenia, bo nie doszło ;( Kuchnia powinna być pod koniec stycznia, podobnie sofa, stół, krzesła. Brakuje jednak wciąż bibelotów, półek, wielu lamp, a w gabinecie M. jest jeden wielki śmietnik. Góra w ogóle nietknięta, nawet schodów nie mamy, bo kasa się skończyła... Jak już wyjdziemy na prostą i będziemy mieszkać jak ludzie, obiecuję trochę zdjęć :)
 

A tymczasem zapraszam na krótkie podróżnicze podsumowanie roku.


Słowem wstępu


W 2013 roku odbyliśmy aż 4 wyjazdy zagraniczne i kilka 1-dniowych wypadów po Polsce. W mijającym 2014 roku było gorzej, nie będę ukrywać. Trochę mi smutno z tego powodu, ale z drugiej strony własny dom to tak ogromne przedsięwzięcie, i kosztowne, i czasochłonne, że trzeba się tylko cieszyć, że gdzieś jednak wyjechałam!


Kwiecień

Zamość


Wyjazd na Wielkanoc do rodziny M. w lubelskim, połączyliśmy ze zwiedzaniem Zamościa. Rynek piękny, pogoda wymarzona i już mi się oczy śmiały!



Maj


Zamek w Mosznej


Kocham zamki i pałace. Obsesyjnie wręcz marzę o odwiedzeniu Neuschwanstein w Bawarii. W tym roku się nie udało, odwiedziliśmy jednak przepiękny polski zamek w Mosznej. Był piknik na trawie, spacery po rozległym parku. Polecam! Perełka!



Kreta-Santorini


Tegoroczne wakacje spędziliśmy na przełomie maja i czerwca w Grecji. Trochę martwiłam się o pogodę, ale to był strzał w dziesiątkę! Ciepło, ale nie upalnie, piękne słonko, lekki wiaterek, pyszne greckie jedzonko, zapijane dużą ilością wina i zakochałam się w Grecji na zabój.


Były boskie plaże Krety, takie jak ta na lagunie Balos;



wreszcie była trzydniowa wyprawa na bajkowe Santorini i spełnienie marzenia o wyspie z białymi domkami, i niezapomnianym zachodzie słońca.




Na pewno tam jeszcze wrócę!


Sierpień


Duszniki-Zdrój - Polanica-Zdrój


Weekendowy wypad do dwóch miasteczek uzdrowiskowych, czyli pomysł na krótką wycieczkę z Wrocławia. 




Wrzesień


Toskania – Liguria


Włochy! Mój najukochańszy kraj! Zakochana totalnie w Italii po tygodniu w Rzymie w 2012 roku, wiedziałam, że muszę tam wrócić. I w końcu się udało :)
 

M.in. wdrapałam się na wieżę w Sienie, by podziwiać takie widoki:




przeszłam szlak Cinque Terre




i zachwycałam się widokami w Portofino.



Do Włoch mam zamiar wrócić w przyszłym roku, tym razem na jeszcze dłużej :) Ba, chcę jeździć tam co roku, chociaż na weekend i muszę wrócić do Rzymu chociaż na chwilę...

O planach i nadziejach pokładanych w Nowym Roku 2015 jeszcze napiszę. 
Tymczasem kończę, bo rzeczy się same nie spakują :) Do napisania!

wtorek, 23 grudnia 2014

Do poczytania na święta: „Dziewczyny w podróży” Jennifer Bagget, Holly C. Corbett, Amanda Pressner



Tytułowe „dziewczyny w podróży” zrobiły coś na co ja pewnie nigdy się nie odważę: rzuciły pracę, chłopaków, bezpieczne życie w Nowym Jorku, spakowały plecaki i ruszyły w roczną podróż dookoła świata. Na chwilę przed 30-stką poczuły, że to jest odpowiedni i być może ostatni moment, by zmienić coś w swoim życiu i zacząć wszystko od nowa, odkurzyć zapomniane marzenia, zrealizować wyznaczone cele i nader wszystko – dogadać się ze sobą. Tak rozpoczyna się pełna przygód, radości i zabawy, ale także smutku i tęsknoty,  podróż dookoła świata.

Jennifer i Amanda zaprzyjaźniły się na studiach i udały w podróż po Europie, w czasie której równie dużo zwiedzały, jak i imprezowały. Po uzyskaniu dyplomu Jen dostała pracę w telewizji, a Amanda w jednym z kobiecych pism, gdzie poznała Holly. Dziewczyny zaczęły spędzać czas we trójkę i tak odkryły, że łączy ich pasja do podróżowania. Chyba Holly pierwszy rzuciła pomysł wyprawy dookoła świata, co zgrało się w czasie z problemami Jen z chłopakiem i pomysłem Amandy na pisanie reportaży z podróży. I tak dwa lata później wsiadły w samolot do Limy i rozpoczęły przygodę swojego życia.

Nie zawsze było im łatwo: początkowa ekscytacja szybko zamieniła się w przemęczenie i tęsknotę za rodziną i ukochanymi. Adaptacji nie ułatwiały także karaluchy w hostelach, dziura w ziemi, służąca za toaletę w Kenii, agresywny taksówkarz i wszechobecni złodzieje. Była świetna zabawa, imprezy do rana i poznawanie nowych ludzi, ale nie zabrakło też kłótni i zgrzytów. Podróż umocniła przyjaźń Jen, Amandy i Holly, ale była też dla niej ogromną próbą. Dziewczyny miały inne oczekiwania wobec wyprawy, inne rzeczy chciały przeżyć i osiągnąć: podczas, gdy Jen i Amanda lubują się w imprezach do białego rana, Holly nie widzi sensu w ciągłej zabawie, zamiast doświadczaniu nowego. Jen chce odbyć wolontariat w Kenii, Amanda pisać, a Holly zrobić kurs nurkowania i jogi. Jakoś w tym całym rozgardiaszu udało im się jednak odnaleźć siebie i własną drogę w życiu, pogodzić się z tym kim są i kim nigdy nie będą, i w końcu nauczyć się żyć w zgodzie ze sobą.
 
dziewczyny w Peru

„Dziewczyny w podróży” okazały się być ujmującą, zabawną i pouczającą opowieścią o życiu, podróży i akceptacji. Opisy odwiedzanych miejsc i przygód przeplatają się z przemyśleniami autorek, ich marzeniami i tęsknotami. Podobało mi się, że nie jest to jedna ciągła opowieść, ale trzy odrębne, acz łączące się ze sobą, historie. Czytając miałam wrażenie, że każdą z dziewczyn trochę poznałam i chyba najbardziej polubiłam Holly, która wydaje się mi być ciepłą i dobrą osobą, myślącą przede wszystkim o innych. Szczególnie zaciekawił mnie wolontariat, jaki autorki odbyły w Kenii. Nie zabrakło też wędrówek śladami Inków, rowerowej wycieczki wokół Angkor Wat w Kambodży, leniuchowania na plażach w Indonezji, zabawy w Brazylii, objazdówki po Australii i Nowej Zelandii… 

Holly, Amandy i Jennifer nie nazwałabym jednak prawdziwymi podróżniczkami. Dość wspomnieć, że dziewczyny dwukrotnie wracały do Stanów w czasie wyprawy, wynajmowały lokalnych przewodników i sporadycznie sypiały w eleganckich hotelach. Powiedziałabym raczej, że „Dziewczyny w podróży” to relacja z wyprawy trzech turystek, może trochę nietypowych, ale jednak turystek. Czy to źle? Bynajmniej – dzięki szczerej relacji i sposobie bycia autorek czytelnikowi łatwiej się z nimi utożsamić i snuć plany o własnej podróży dookoła świata. Szkoda tylko, że publikacji brakuje zdjęć, które są dla mnie niezbędnym dodatkiem do książek podróżniczych. Można je za to pooglądać na ich stronie internetowej.

Kochani!  
Z okazji nadchodzących Świąt życzę Wam wszystkich dużo beztroskiej radości, 
samych pyszności na stole 
i wspaniałych prezentów pod choinką :)  
Do napisania po Świętach!!!

niedziela, 21 grudnia 2014

Bruksela: chwila wytchnienia w Petit Sablon i spojrzenie na majestatyczne katedry


W drodze do brukselskiej katedry Notre Dame natchnęliśmy się na przeuroczy skwerek Petit Sablon. Szybko pożałowałam, że nie jest wiosna, bo fajnie byłoby posiedzieć na jednej z ławeczek i się zrelaksować. A tak szybki spacer, kilka fotek i trzeba ruszać dalej, bo wiało.



Od ulicy skwerek oddzielają kolumny z brązowymi posągami, ilustrującymi takie zawody jak murarz czy kamieniarz. Poza tym jest dużo zieleni i piękne widoki na wspomnianą już katedrę Notre Dame.







Katedra jest przepiękna. Promienie słoneczne nadają jej wyjątkowy wyraz.




Skoro już jesteśmy w okolicy, postanawiamy zobaczyć Pałac Sprawiedliwości. Niestety jak widać w remoncie :/


Wchodzimy nawet do środka, wszędzie pełno prawników i ważnych osób. A my się włóczymy, oglądamy posągi i...szukamy toalety :)

Spoglądamy też na Brukselę z góry. Widok taki sobie. Właśnie wtedy pomyślałam pierwszy raz, że to nieciekawe miasto.



Wracamy z powrotem. Na placu królewskim natykamy się na kościół o tak długiej i trudnej nazwie, że nawet nie będę jej tu przytaczać. Zresztą nie podoba mi się, więc nie poświęciła, mu zbyt wiele uwagi.



Do centrum wracamy jednak przez kolejną fajną zieloną przestrzeń z bardzo ładnym widokiem na starówkę.


Potem obiad (fryty belgijskie), deser (gofry) i grzaniec na jarmarku ;)

No i jedziemy oglądać kolejny zabytek – Katedrę Św. Michała i Guduli.



Tu odbył się m.in. ślub obecnej pary królewskiej Belgii – Filipa, księcia Brabancji i hrabianki Matyldy d’Udekem d’Acoz.





Katedra wspaniała, choć wielkiego wrażenia na mnie nie robi. 

Do Brukseli wrócimy jeszcze w kolejnym poście. Tymczasem zapraszam na moje aukcje na allegro. Pozbywam się książek przed przeprowadzką za bezcen. Więcej tutaj.

niedziela, 14 grudnia 2014

Bruksela: Wielki Plac, okoliczne uliczki i siusiający symbol miasta



W moich wspomnieniach Bruksela jest miastem bez energii i klimatu, a jednak szukając dziś odpowiednich zdjęć do posta, okazało się, że zachwycają mnie bogato zdobione kamienice na Wielkim Placu, a na widok uroczych uliczek samo mi się śmieje. To chyba jednak nie taka nudna ta Bruksela?


Spacer rozpoczynamy w sercu miasta, na Wielkim Placu, na którym nie ma ani jednego brzydkiego budynku. To chyba najpiękniejszy rynek w Europie (a przynajmniej, jaki ja widziałam) z wyjątkowym ratuszem w stylu późnogotyckim. 


Gdy tak stałam i patrzyłam na tę architektoniczną perełkę, przypomniał mi się wiedeński ratusz. Jak się okazało, całkiem słusznie :) Austriacki architekt Fridrich Schmidt czerpał inspiracje właśnie z brukselskiego budynku. Oba ratusze są piękne, ale brukselski wygrywa w moim rankingu :)

Po przeciwnej stronie znajduje się kolejny niesamowity obiekt – Dom Króla, w którym obecnie mieści się Muzeum Miejskie.


Wielki Plac został wpisany w 1998 roku na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.



Jak już skończyliśmy podziwiać detale i robić zdjęcia, postanowiliśmy zgubić się w gąszczu uliczek. Trafiliśmy m.in. na skupiska restauracji, na każdej ulicy inna kuchnia świata! 









Przywitaliśmy się też z burmistrzem miasta – Charlsem Bulsem.


I w końcu trafiliśmy przed symbol miasta, przed którym stał mały tłum. Każdy chciał mieć zdjęcie z siusiającym chłopcem, czyli słynnym – Manneken pis. Jak dla mnie nic specjalnego, ot mały posążek, bez zoomu niewiele widać ;) 


Wiążą się z nim jednak dwie legendy: pierwsza mówi o zaginionym królewskim synu, którego odnaleziono w lesie po kilku dniach poszukiwań spokojnie sobie siusiającego do strumyka. Mnie osobiście bardziej podoba się druga legenda: gdy w XIV wieku Bruksela została zaatakowana, chłopiec imieniem Juliaanske, wysikał się na palący lont, dzięki czemu uratował miasto. Co ciekawe, obecna figurka nie jest oryginalna (tę skradziono w XV wieku), pochodzi z 1619 roku i została wykonana z brązu przez jednego z barokowych rzeźbiarzy.


Manneken pis często jest przywdziewany w stroje narodowe, ceremonialne, z najróżniejszych okazji. W 2007 roku ubrano go w nasz małopolski strój ludowy, który obecnie znajduje się w Muzeum Miasta Bruksela.

Następnym razem zwiedzimy jeszcze przeuroczy skwerek Petit Sablon, pobliską Katedrę Notre Dame, Katedrę Św. Michała i Św. Guduli, i powłóczymy się po okolicach Pałacu Sprawiedliwości :) Zapraszam już dziś!