poniedziałek, 23 lutego 2015

Riomaggiore, czyli najpiękniejsze miasteczko Cinque Terre



Dziś zapraszam na terapię zdjęciową prosto z bajecznego Riomaggiore, które całkowicie mnie w sobie rozkochało!

Na deszcz, na chandrę, na zły dzień – terapia kolorem zawsze działa!

















Był to już ostatni post z Cinque Terre, pozostałe znajdziecie tu:


Relację z tej części Ligurii trochę przeciągnęłam, ale nie mogłam się powstrzymać przed pokazaniem Wam tych cudnych miasteczek, które wryły się w moją duszę i stały się marzeniem na jeszcze jedną wyprawę. Do samej Ligurii jeszcze wrócimy, ostatni raz - Zatoka Poetów czeka!

niedziela, 15 lutego 2015

Cinque Terre: Manarola



Niewielka Manarola to kolejne urocze miasteczko Cinque Terre, które chciałabym Wam pokazać. Podobnie jak w pozostałych, jest tu jedna główna ulica wokół, której toczy się życie mieszkańców, a kolorowe kamieniczki odbijają się w lazurowym morzu. 


W Manaroli nie ma piaszczystej plaży, spragnieni wylegiwania się na słońcu muszą więc zadowolić się skalistymi zatoczkami, w których tubylcy szukają wytchnienia w upalne letnie dni.








Do Manaroli można dojechać pociągiem lub dojść ścieżkami z pobliskich miasteczek. Osobiście niestety nie przeszłam tych tras, ale podobno są wyjątkowo malownicze, więc szczerze Was zachęcam, jeśli kiedyś będziecie na terenie Cinque Terre.

Spacer po samym miasteczku również należy do przyjemnych, dlatego Manarola jest na moim 2. miejscu wśród miasteczek Cinque Terre.







Następnym razem zabiorę Was po raz ostatni na Cinque Terre - tym razem będzie to spacer po skąpanym w zachodzącym słońcu Riomaggiore :) 

Zapraszam i jednocześnie zachęcam do niedzielnych spacerów, bo wygląda na to, że przyszła dziś do nas wiosna. 11 stopni mamy we Wrocławiu i piękne słońce :)

niedziela, 8 lutego 2015

Barcelona: zamek Montjuic



Obiecałam, że co jakiś czas będziemy wracać do Barcelony, więc dziś zabieram Was do zamku na wzgórzu Montjuic, miejsca, które barcelończykom niekoniecznie dobrze się kojarzy, a jednak jest tak silnie związane z historią miasta i Hiszpanii, że po prostu nie można go pominąć.



Trochę historii
Zamek został zbudowany w XVII wieku podczas konfliktu Katalończyków z królem Hiszpanii, Filipem IV i pełnił strategiczną rolę w czasie działań wojennych. Obecny wygląd, z fosą, mostem zwodzonym i dodatkowymi fortyfikacjami, zawdzięczamy przebudowie z XVIII wieku, jakiej podjął się inżynier wojskowy Juan Martin Cermeño.




A dlaczego zamek, który miał być miejscem, z którego broni się Barcelona, tak źle kojarzy się jej mieszkańcom?

Położenie na wzgórzu, z dala od centrum, okazało się o tyle niebezpieczne dla zwykłych mieszkańców, że to właśnie tu dokonywano masowych egzekucji i torturowano przesłuchiwanych więźniów. Szczególnie źle było za czasów dyktatury generała Franco, kiedy to do zamku zsyłano wszystkich podejrzanych o zdradę i rozstrzeliwano.

Dziś
Jest to architektoniczna perełka na mapie Barcelony, w której czuć powiew historii. Spacerując po terenie obiektu bardzo łatwo puścić wodze wyobraźni i zobaczyć tych wszystkich nieszczęśników, którzy na wzgórzu Montjuic wyzionęli ducha. 







Jedno to burzliwa i tragiczna historia zamku, drugie to widoki na port i całe miasto. Jest tu też knajpa, w której można zaspokoić głód po zwiedzaniu i toalety.








Informacje praktyczne
Wstęp do zamku jest bezpłatny, co jest wyjątkowe w Barcelonie. Może Katalończycy ze względu na historię nie chcą, by turyści płacili za oglądanie tak bolesnego dla nich miejsca? Wystarczy, że sporo zarabiają na kolejce liniowej Teleferic, którą dostaniemy się na wzgórze za 11,50 euro/os/dwie strony lub 7,80 euro/os/jedna strona


Więcej cennych informacji znajdziecie na stronie: http://www.telefericdemontjuic.cat/en/information

Jeszcze widok z wagonika:


Zamek Montjuic zrobił na mnie duże wrażenie i żałuję, że przez niemiłosierny upał, spędziłam w tym fascynującym miejscu raptem godzinę. Mam nadzieję jeszcze tu wrócić, tym razem nie w samo południe ;)

Informacje o historii zamku, czerpałam z tej strony. 

wtorek, 3 lutego 2015

Filmowe podróże „Przed wschodem słońca"

 czyli spacer po Wiedniu



Czy wierzycie w przeznaczenie?

Jakie to musi być dziwne uczucie: spotkać kogoś, o kim wiemy, że to właśnie ta osoba, przy której chcemy codziennie się budzić, i od razu stracić tę więź, tę niezwykłość chwil. Co się wydarzyło? To, co zawsze: życie.

Ona – Francuzka. On – Amerykanin. Spotkali się przypadkiem w pociągu do Wiednia. Rozmowy rozpoczętej w drodze za nic nie chcieli przerywać, dlatego On mówi: „wysiądź ze mną i spędźmy razem ten dzień”. Ona jeszcze się waha, a może tylko udaje? Po chwili są na peronie, idą przed siebie, spacerują, chłoną atmosferę miasta, mijają kilka zabytków i wciąż rozmawiają. O miłości i seksie. Religii i Bogu. Polityce i filozofii. Mają dokładnie jeden dzień i jedną noc. Do wschodu słońca.

Film piękny i poruszający, i taki zwyczajny. O ludziach takich jak my. Ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę. Wierzę, że jest gdzieś para, która poznała się właśnie w ten sposób. W pociągu. W czasie podróży donikąd i wszędzie. Tak romantycznie. Wpadli na siebie przypadkiem i zostali na zawsze. I dalej gadają i jadą, mijają kolejne miejsca, i po prostu trwają, razem odkrywają świat na nowo.

Czy nie wydaje się Wam, że samoloty zabijają cały romantyzm? 

Dużo tu słów, tych wielkich i małych. Niezwykłej codzienności. Radości życia. Chwytania chwil. Wyjątkowości. Zapomnienia. I piękna. Po prostu piękna…