niedziela, 30 listopada 2014

Park krajobrazowy w Portofino, czyli pomysł na piękny spacer



W Portofino poza uroczym portem, jest jeszcze jedna równie piękna atrakcja – park krajobrazowy, oferujący aż 50 km ścieżek! Oczywiście w jeden dzień nie sposób wszystkie przejść, ale już krótki spacer pozwala rozsmakować się w widokach! 



Wejście na teren parku znajduje się naprzeciwko portu. Najpierw czeka nas krótkie wejście schodami, potem jest już decydowanie wygodniej – ścieżki są raczej łagodne. Zresztą, kto zwracałby uwagę na jakiekolwiek niedogodności przy takich widokach?

 



Po kilku minutach docieramy pod bramy Castello Brown, wybudowanego w 1430 roku zamku, który w latach 60. XX wieku został sprzedany miastu Portofino. Dziś płacąc 5 euro wstępu można zwiedzić wystawę fotografii gwiazd, które odwiedziły to miejsce. Szczerze mówiąc same zdjęcia nie wydały mi się zbyt interesujące, skoro pod ręką miałam nieziemskie widoki na zatokę Portofino!












Po wyjściu z zamku kierujemy się w stronę latarni morskiej, gdzie znajduje się także kafejka. Niestety nie ma gdzie usiąść, więc idziemy dalej. 


Musicie wiedzieć, że uwielbiam drzewa, dlatego przeżywałam estetyczną rozkosz, patrząc na ich połączenie z morzem...












Kolejnym punktem mijanym przez nas w drodze powrotnej do miasteczka jest kościółek San Giorgio, wewnątrz, którego znajdują się relikwie Św. Jerzego (to ten święty, który walczył ze smokiem; jego rzeźba zdobi m.in. Dwór Bractwa Św. Jerzego w Gdańsku).


I ostatnie atrakcje na naszej trasie:








Nieśpieszny spacer po parku krajobrazowym w Portofino to idealny sposób na zakończenie zwiedzania tego włoskiego miasteczka. 

Następnym razem porzucimy na chwilę słoneczną Ligurię, by przenieść się do przedświątecznej Brukseli, którą miałam okazję odwiedzić w ubiegłym roku na Mikołaja.

niedziela, 23 listopada 2014

A serce zostawiłam w Portofino...



Jest długie lato w Portofino
I dużo gości z wszystkich stron
I strumieniami płynie wino
Tu w Portofino przez całą noc

Słyszałam, że jest przereklamowane, że w porównaniu do Cinque Terre, nie ma na co patrzeć, że to strata czasu i pieniędzy, bo na miejscu drożej niż w Rzymie czy Florencji. Poza jakąś taką fascynacją jeszcze z czasów dzieciństwa kompletnie nic nie zachęcało mnie, by odwiedzić osławione Portofino. 

A jednak uwzględniłam je w planie tegorocznej podróży po Ligurii. I nie żałuję!



Portofino to dawna wioska rybacka, licząca około 500 mieszkańców, dziś jedna z najbardziej ekskluzywnych miejscowości włoskiego wybrzeża. W 2002 roku kręcono tu nawet „Modę na sukces” ;) W 2008 roku w Portofino ślub wziął Wayne Rooney z wybranką swego serca – Coleen McLoughlin. Regularnie wypoczywają tu międzynarodowe gwiazdy: Madonna z młodym kochankiem, Beyonce z Jay Z, Rihanna czy Heidi Klum z rodziną.  O tej małej włoskiej miejscowości, powstała także piękna piosenka „Love in Portofino”, której poniżej możecie wysłuchać w wykonaniu genialnego Andrea Bocelliego. Utwór na polski grunt zaadaptowała Agnieszka Osiecka, a „Miłość w Portofino” śpiewały m.in. Magda Umer, Sława Przybylska czy Katarzyna Groniec.


Do Portofino wyruszamy w czwartek ok. 9 rano. Słońce pięknie świeci, więc dzień wypowiada się wyjątkowo ładny! Taka miła odmiana po pochmurnej Lucce. 


Podróż odbywa się dwutorowa. Najpierw jedziemy trochę ponad godzinę pociągiem do Santa Margherita Ligure.


> > > bilet na pociąg La Spezia – Santa Margherita Ligure: 6,30 euro/os < < <


Po dotarciu na miejsce robimy szybkie rozeznanie w terenie. Wchodzę do kiosku i pytam, gdzie można kupić bilety na autobus do Portofino. Miły pan informuje mnie, że muszę wyjść z dworca, a po lewej stronie będę miała bar i tam są takie bilety. No to kupuję szybko dwa i pędzimy na autobus, który już stoi, a przystanek ma dla odmiany po prawej stronie dworca. Podróż zajmuje 20 minut. Autobus jest przepchany, a my stoimy i próbujemy nie upaść (kierowca jeździ jak szaleniec), a także podziwiać piękne widoki wybrzeża liguryjskiego.


> > > bilet na autobus Santa Margherita Ligure – Portofino: 1,80 euro/os < < <

Cała podróż z La Spezii zajmuje więc ok. 1,5 godziny. 

Po dotarciu na miejsce ruszamy oczywiście na spacerek! Miasteczko maleńkie, więc zbyt wiele do oglądanie nie ma. Atmosfera jednak jest. Jedyna i niepowtarzalna. 





Po przejściu kilku uliczek, jesteśmy wreszcie w bajkowym porcie! Kolory mamią oczy, słońce cudownie świeci, niebo chyba bardziej błękitne być nie mogło... Jednym słowem...miłość do Portofino od pierwszego wejrzenia!












Portofino było pierwszą miejscowością wybrzeża liguryjskiego, którą zwiedziliśmy - może dlatego aż tak nam się spodobała. Ze swojej strony uważam, że miasteczko w ogóle nie jest przereklamowane i że warto tu wpaść choć na kilka godzin. Zwłaszcza, że poza czarującym portem można pospacerować też po Parco Naturale Regionale di Portofino, zwiedzić Castello Brown i podziwiać bajeczne widoki na zatokę! Następnym razem zapraszam więc na spacer po tym wyjątkowo pięknym parku krajobrazowym!

środa, 19 listopada 2014

La Spezia jako baza wypadowa do zwiedzania Ligurii



Turyści decydujący się na zwiedzanie wybrzeża liguryjskiego z reguły na bazę wypadową wybierają jedno z trzech miast: Genue, Levanto lub La Spezię. My jako, że jechaliśmy od strony Toskanii, a i powrót do Polski mieliśmy z Pizy, a nie np. Bergamo, wybraliśmy położoną w południowej części Ligurii – La Spezie, miasto bardzo dobrze skomunikowane z resztą regionu.



To tu jest punkt Cinque Terre, gdzie można kupić kartę, uprawniającą do przejazdów i wstępu na szlaki (jeszcze o niej napiszę), a także pocztówki i pamiątki z regionu, stąd można dostać się bezpośrednim autobusem do Zatoki Poetów, a także dojechać szybko pociągiem do Rzymu czy Mediolanu.


> > > bilet na pociąg Pisa – La Spezia: 11,60 euro/os < < <


I tak w środę, 24 września, po średnim dniu w Lucce, wróciliśmy do Pizy, wzięliśmy walizki z hotelu i stamtąd udaliśmy się na dworzec, by pojechać w końcu do La Spezii. Piszę w końcu, bo na czwartek w planach było Portofino, które bardzo chciałam zobaczyć! 

Podróż trwała około godziny, po przybycie na miejsce od razu udaliśmy się do naszego pensjonatu – La Casa Della Fontana, który znajduje się ok. 10 minut piechotą od stacji kolejowej, 15 od portu. Było to najlepsze miejsce noclegowe, w jakim spaliśmy podczas całego pobytu we Włoszech w tym roku. Cena za noc we wrześniu wynosiła 90 euro za pokój z łazienką. Pokoje są nowocześnie urządzone, a śniadanie serwowane jest w kawiarni na rogu. Z menu można wybrać expresso, cappuccino lub sok i do tego croissanta z czekoladą. Z całego serca polecam La Casa Della Fontana, jeśli będziecie kiedyś mieli okazję nocować w La Spezii. Tu strona hotelu na bookingu.


La Spezia to miasto portowe, będące bazą marynarki wojennej. Sam port i nabrzeże nie zachwycają, tu widać, że jest to miasto typowo przemysłowe. Ładne są za to kamienice na starówce, szerokie ulice, kościółki. Musi się tu fajnie mieszkać, wszędzie blisko, a turystów o wiele mniej niż w Cinque Terre czy Santa Margherita Ligure.




Po krótkim rozeznaniu, wracamy do pensjonatu i kładziemy się szybko spać. Kolejny dzień zapowiada się ekscytująco!

niedziela, 16 listopada 2014

Skąd masz pieniądze na podróże?



czyli kilka porad, dzięki którym zobaczycie, że wystarczy chcieć, a wszystko staje się możliwe


Do dziś pamiętam jak w czasie studiów z zazdrością patrzyłam na rówieśników, którzy sobie ciągle gdzieś wyjeżdżają. „Skąd oni na to wszystko mają? Rodzice im dają czy co?” – zastanawiałam się, po czym szłam do jednej z wrocławskich galerii i kupowałam buty, torebkę i jeszcze sukienkę, żeby mieć ładny zestaw :) Dziś na samą myśl, chce mi się śmiać. 

Okazuje się, że ja również byłam w stanie jako studentka odłożyć z 300 zł miesięcznie (np. ze stypendium), co rocznie dałoby 3600 zł – w sam raz na jedne 10 dniowe wakacje we Włoszech czy Hiszpanii (obecnie tyle wydaję, więc stąd takie porównanie) lub na 2 krótsze wyjazdy. To, co próbuję Wam przekazać to to, że wszystko jest kwestią priorytetów i o ile nie musicie spędzać urlopu w 5 gwiazdkowym hotelu z kilkoma basenami, to podróże są również w Waszym zasięgu.

Jak widzicie więc jako studentka nigdzie nie wyjeżdżałam, zazdrościłam innym, że to robią i masę kasy zwyczajnie przepuszczałam na rzeczy, które wcale nie były mi potrzebne. 2-3 razy w tygodniu wyjścia do kawiarni/knajp, zakup minimum 2 książek w miesiącu, balsam nawilżający, balsam na cellulit (zaraz, przecież ćwiczenia są za darmo!), do tego jakiś ciuszek lub chociaż dodatek. I tak sobie żyłam przez 5 lat w nieświadomości, że ja też mogę zacząć spełniać marzenia i podróżować. Ocknęłam się, gdy zaczęłam czytać blogi podróżnicze, pomogło też rozpoczęcie pracy, dzięki czemu mój budżet się powiększył.

Poznaliście moją historię, teraz poczytajcie o moich sprawdzonych sposobach na oszczędzanie:

1) Prowadzenie miesięcznego budżetu
Zakładając, że pracujecie, co miesiąc na Wasze konto wpływa wypłata. Posłuchajcie, jak ja gospodaruję swoją:
a) z góry w myślach odrzucam kasę, która musi pójść na ratę kredytu/rachunki/jedzenie (z M. składamy się po połowie)
b) zastanawiam się, ile pieniędzy będę potrzebować w danym miesiącu i tak wygląda mój typowy rozkład wydatków: 60 zł bilet na komunikację miejską na 2 linie (tak by móc dojechać do pracy i do miasta); 190 zł – cała reszta, czyli niezbędne kosmetyki, bułki rano w piekarni, jakieś owoce.
Tak naprawdę z powyższych 190 zł wydaję ok. 90. 100 nadwyżki więc zostaję na nieprzewidziane wydatki typu leki, dentysta, jakiś ciuszek (gdy naprawdę czegoś potrzebuję). Oczywiście niewydana nadwyżka przechodzi na kolejny miesiąc i tak po 3 można mieć już kasę na np. na buty :)
Resztę pieniędzy sumiennie odkładam na konto oszczędnościowe, które jest nienaruszalne (no chyba, że trzeba już kupić bilety na jakiś wypad;). 

2) Odkładanie całej niespodziewanej kasy na konto oszczędnościowe – tu mam na myśli premie, ale też kasę na urodzinki, święta. Z M. nie robimy sobie prezentów. I dzięki temu zamiast kupować sobie zbędne rzeczy na różne okazje, mamy za tę kasę jeden 3 dniowy wypad rocznie :)


3) Ustalenie priorytetów
I tu mam dla Was złe wieści. Jeśli naprawdę nie pragniecie podróży i nie jesteście w stanie wszystkiego dla niej poświęcić, to o ile nie macie bogatych rodziców/nie wygraliście w totka/nie zarabiacie milionów/, wyjeżdżać nie będziecie i kropka. Kocham książki, ale czy naprawdę muszę je kupować? Nie! Przecież istnieje coś takiego jak biblioteka, gdzie mogę znaleźć interesujące mnie pozycje i tym samym zaoszczędzić ok. 150 zł miesięcznie! To tylko jeden z wielu przykładów, który akurat dotyczył mnie samej. Każdy ma jakieś swoje finansowe grzeszki: jedzenie na mieście, buty, kosmetyki, itp., itd.

Powyższe rady są dla tych, którzy chcą zacząć zwiedzać świat, a nie potrafią zaoszczędzić miesięcznie ani złotówki. Uwierzcie mi, że nie trzeba zarabiać kokosów, by choć raz w roku poznać nowe miejsce. Koszt tygodniowego wypadu zagranicę w średnim standardzie (łapiemy tani lot, bierzemy pokój z łazienką i jemy w knajpach, ale tylko czasem) dla 1 osoby to ok. 2000 zł, czyli wystarczy odkładać 166,66 zł miesięcznie :) Szczerze wierzę, że każdy jest w stanie odłożyć taką kwotę, jeśli chce.