Inspiracją
do napisania „Dobrych kobiet z Chin” stała się z rozmowa autorki z pewnym
turystą, który z zapałem opowiadał, że właśnie odwiedził Chiny po raz siódmy i
że wiele wie o tym kraju. Zaciekawiona Xinran spytała go, co sądzi o sytuacji
kobiet w chińskim społeczeństwie, na co usłyszała, że panuje w nim równość. To
zdarzenie skłoniło dziennikarkę do spisania wywiadów, które przeprowadziła w
całych Chinach i pokazaniu zachodniemu czytelnikowi, jak jest naprawdę.
Na
„Dobre kobiety z Chin” składają się liczne reportaże i wywiady, które są
poukładane tematycznie. Każda z opisanych historii jest inna, a jednak
wszystkie łączy jedno: dramatyczna sytuacja dziewczynek i kobiet w Chinach.
Xinran opowiada także o tym, co spotkało jej rodzinę, nie szczędząc
czytelnikowi bolesnych szczegółów. Z bólem wspomina początki rewolucji
kulturalnej, kiedy jej poukładany świat wywrócił się do góry nogami. Jej
rodzina oskarżona o zdradę, straciła wszystko, a mała Xue była bita i
przezywana przez rówieśników w szkole. W tamtych czasach wystarczyło mieć
wyższe wykształcenie, by zostać uznanym za kontrrewolucjonistę, a masowe
czystki były równie powszechne jak gwałty na dzieciach.
„W czasie „rewolucji kulturalnej” ktokolwiek pochodził z zamożnej rodziny, miał wyższe wykształcenie, był specjalistą lub uczonym, miał znajomości za granicą albo pracował w administracji przed 1949 rokiem, był klasyfikowany jako kontrrewolucjonista. Tego rodzaju przestępców politycznych było tak wielu, że nie mieścili się w więzieniach. W tej sytuacji wysłano intelektualistów daleko na wieś, gdzie pracowali w polu, a wieczorami „wyznawali swoje przewiny” czerwonogwardzistom lub „uczyli się od chłopów”, którzy nigdy nie widzieli samochodu, ani nie słyszeli o elektryczności.”
Ta
wstrząsająca książka powinna być lekturą obowiązkową w Chinach, być może wtedy
położenie tamtejszych kobiet poprawiłoby się. Nie wiem, która z opowieści
zrobiła na mnie największe wrażenie, ale wiem, że długo będę pamiętać historie
matek, które straciły dzieci w wyniku trzęsienia ziemi czy córki
kuomintangowskiego generała. Szczególnie jednak będę pamiętać o rewolucji
kulturalnej, wydarzeniu absurdalnym i pozbawionym sensu, które nigdy nie
powinno mieć miejsca.
Zwieńczeniem
„Dobrych kobiet z Chin” jest pobyt autorki na Wzgórzu Wołania, gdzie przez
kilkanaście dni mieszkała w jaskini i żyła codziennym życiem mieszkańców,
którzy przestraszyli się na widok samochodu, bo nigdy wcześniej go nie
widzieli…
Choć
Xinran rzetelnie przekazuje kolejne fakty, książce nie brak też emocji. Autorka
jest wyraźnie rozgoryczona sytuacją, panującą w ojczyźnie i trudno jej
zapomnieć o tym, co wciąż spotyka miliony Chinek. Jej cykl reportaży jest nie
tylko opowieścią o kobietach, ale też rozprawieniem się z historią ojczyzny i
własną tragedią, o której Xinran wciąż trudno pisać.
„Ktokolwiek przeżył „rewolucję kulturalną”, pamięta, jak publicznie upokarzano kobiety, które popełniły przestępstwo posiadania zagranicznych ubrań lub hołdowania cudzoziemskim przyzwyczajeniom. Ku uciesze czerwonogwardzistów obcinano im włosy na najróżniejsze idiotyczne sposoby, smarowano twarze szminkami, obwieszano je powiązanymi sznurkiem butami na wysokich obcasach(…).”
Ciekawe!
OdpowiedzUsuńNajbardziej przerażające jest to, że człowiek ma sumienie tak traktować drugiego człowieka.
OdpowiedzUsuńHasło "rewolucja kulturalna" pamiętam z lekcji historii w liceum (matko jak to było dawno już). Dobrze byłoby sobie odświeżyć pamięć, choć Chiny to nie do końca mój kierunek.
OdpowiedzUsuńKilka lat temu oglądałam dokumentalny film o prawdziwych Chinach. Włos się jeży...
OdpowiedzUsuńTo smutne i przerażające, że ludzie potrafią w ten sposób się zachowywać... :(