Palermo – miasto, które albo się kocha
albo nienawidzi. Tu nie ma uczuć pośrednich. Stolica Sycylii to miejsce tak
specyficzne, że aby zrozumieć, co mam na myśli, trzeba to zobaczyć. Dać sobie
chwilę na chłonięcie atmosfery i odnalezienie klucza do serca miasta. Masz 1
dzień? Nie jedź, miasto Cię przytłoczy, stłamsi i połknie w całości. Jeśli masz
jednak chociaż 3 dni i planujesz zostać w Palermo na noc, masz szansę nie tylko
się zachłysnąć, ale nawet skosztować lokalnego kolorytu. Wszystko to i jeszcze
więcej będzie możliwe, o ile nie dasz się przejechać, przechodząc przez ulicę. Posłuchajcie...
W Palermo na nowo zdefiniowałam pojęcie
chaosu. Wygląda na to, że brud i zamęt stały się tu sposobem na życie. Nikt się
tu nie przejmuje turystą, turysta musi walczyć jak lew, jeśli nie chce zostać
rozdeptany jak mrówka. Do Palermo udaliśmy się z zacisznego Castellammare del
Golfo, które już obwołałam miejscem, w którym wszystko pasuje idealnie. Był to
największy przeskok, jaki popełniliśmy, coś jak przeprowadzka z zapyziałej polskiej
wsi do Warszawy a może i do Londynu, jeśli ktoś jest szczególnie wrażliwy na
dźwięki i kolory miasta. Mieszkaliśmy w samym centrum, tuż obok Quattro Canti,
w małym dusznym pokoiku z niedziałającą klimą. Rzuciwszy walizki, wybiegliśmy
na spotkanie miasta. Co tam zastaliśmy?
Powiedzieć, że Palermo jest zaniedbane, to
nie powiedzieć nic. W uliczkach widać budynki, które kiedyś musiały być piękne,
dziś tynki odpadają z fasad i absolutnie nikt się tym nie przejmuje. Gdy
dochodzimy do Teatro Massimo, jednego z najważniejszych miejsc
kulturalno-społecznych w mieście, nie wierzymy własnym oczom. Ulica zablokowana
przez protesty, policja i wojsko pilnują agitujących z obu stron (a właściwie
stoją z założonymi rękami i w najlepsze gadają, nie przejmując się absolutnie
niczym). Jeśli myśleliśmy, że to jednorazowa akcja, nie wiedzieliśmy jeszcze
jak bardzo się mylimy. Przez dwa następne dni jest dokładnie to samo, zmieniają
się tylko protestujący. W końcu Teatro Massimo staramy się omijać szerokim
łukiem, uciekamy od dusznej atmosfery i Giuseppe Verdiego. Może kiedyś, w innym
czasie, zobaczymy jeszcze ten największy teatr operowy we Włoszech i trzeci co
do wielkości w Europie.
Na razie włóczymy się, trafiamy na uliczny
bazar, trenujemy przechodzenie na zielonym świetle razem z jadącymi
samochodami, oburzamy się, że policja nie reaguje na samowolkę kierowców i
motocyklistów, widzimy jak rowerzysta potrąca starszą panią i odjeżdża z
piskiem, na co zbiegają się przechodnie i robią włoskie burdello bum bum.
Wszędzie pełno ludzi, przepychających się, pędzących w różnych kierunkach i nie
zwracających uwagi na innych. Zaczynamy się dusić, może w Rzymie jest tłoczno,
każdy cię zaczepia, ale jest inaczej, w tym wypadku lepiej. Palermo nas odpycha
swoją miejską brutalnością, nie takich miejsc szukamy, nie takie wspomnienia
chcemy mieć. Z podkulonymi ogonami wracamy do pokoju hotelowego. Może jutro
będzie lepiej?
Ojoj. Czekam na tę bardziej pozytywną część relacji z pobytu w Palermo, bo wnioskuję, że taka będzie. :)
OdpowiedzUsuńTak żywo to opisałaś, że już nie musiałam sobie niczego wyobrażać. Po prostu tam byłam. Mnie takie miejsca przytłaczają. Zwsze kiedy trafiam w miejsca, które się kocha albo nienawidzi uciekam z podkulonym ogonem. Ale Sycylia frapuje moje serce. Pojechać chcę...bardzo!
OdpowiedzUsuńPalermo jest trudne, ale poza tym Sycylia jest cudowna!
UsuńZ twojego opisu bardzo trudne! Ale może 2 dzień przyniósł lepsze wspomnienia? ;)
OdpowiedzUsuńInaczej sobie wyobrażałem to miasto. Może po prostu miałaś pecha, albo zły dzień.
OdpowiedzUsuńNie byłam, więc trudno się wypowiadać, ale są miejsca, które potrafią przytłoczyć, nawet we Włoszech;)
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie tak wyszło... Miałam zupełnie inne wyobrażenie o tym mieście. Mimo wszystko chciałabym je zobaczyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.