Przez
żołądek do serca
Po uczuciu przytłoczenia pierwszego dnia,
kolejny dzień zaczęliśmy spokojnie – od cappuccino (2,60 euro) i cannoli (2,00
euro) w kawiarni Antico Caffe Spinnato,
działającej od 1860 roku! Wszystko było pyszne, kelnerzy wyjątkowo kulturalni i
co najważniejsze, nikt nie doliczył nam napiwku z góry do rachunku! W cukierni
Spinnato, działającej tuż obok kawiarni, wzięliśmy też na wynos trochę
smakołyków na spróbowanie, m.in cassate, buccellatini, pignocatta. Trochę
wydaliśmy, ale to był dobry wybór. Słodycze były świeże i dobrze wypieczone,
innymi słowy rozkosz dla podniebienia. Sycylijskie słodkości to coś, co do dziś
śni mi się po nocach :)
Jak już jesteśmy przy temacie deserów, to
obok Antico Caffe Spinnato, jest knajpka Ciuri
Ciuri, gdzie można zjeść rewelacyjne desery lodowe. Ceny takie sobie,
firmowy deser kosztuje 8,50 euro, ale gwarantuję, że poczujecie niebo w gębie.
Nasze rodzime desery lodowe od Grycana, przepchane bitą śmietaną, nie umywają
się do tych z Ciuri Ciuri.
Obie knajpki są na: Via Principe di
Belmonte 119 i 115.
W Palermo odkryliśmy też, że arancini jest
pyszne! Wcześniej jedliśmy je tylko w Trapani i było zwyczajnie niedobre.
Tymczasem idąc sobie via Maqueda w stronę centrum, zobaczyliśmy mały tłumek
przed barem kePalle. Na wystawie
pełno było arancini, czyli smażonych kulek ryżowych w bułce tartej z nadzieniem
w środku. Pachniało ładnie, wokół zajadający ludzie wyglądali na zadowolonych i
zdecydowaliśmy się dać arancini jeszcze jedną szansę. I było warto do tego
stopnia, że przez cały czas w Palermo, jedliśmy na obiad tylko arancini, dzięki
czemu sporo zaoszczędziliśmy, bo taką jedną kulką można spokojnie się najeść, a
kosztuje jedynie 2,00 euro! Do wyboru są różne smaki na słono: ze szpinakiem i mozarella,
kurczakiem i mozzarella, bekonem i orzechami, i na słodko: np. pistacjowe.
Rodzajów arancini jest bardzo dużo i nie udało nam się wszystkich spróbować
(musielibyśmy chyba zostać w mieście kolejnych kilka dni). Sycylijskie street
food tak bardzo przypadło nam do gustu, że po powrocie do domu sami zrobiliśmy
sobie arancini. Może nie było równie wyborne jak to z kePalle, ale przypomniało
nam swoim smakiem wakacje i to, że w Palermo w gruncie rzeczy było fajnie!
Najlepsze arancini w Palermo znajdziecie
na: Via Maqueda 270 i Via Terrasanta 111B.
Must
see
Poza tym, że w Palermo nasze kubki smakowe
były bardzo zadowolone, sporo też zwiedziliśmy. W 3 dni stolicę Sycylii można
zdeptać i mieć nawet ulubioną uliczkę. Do miejsc, które zrobiły na mnie
największe wrażenie zaliczam katedrę, która w lipcu tego roku została wpisana
na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO (podobnie jak katedry w Cefalu i
Monreale). Poddawana wielu przeróbkom na przełomie wieków, jest obecnie
fascynującym połączeniem różnych stylów architektonicznych z widocznymi
wpływami arabsko-normańskimi.
Niestety przed tym pięknym zabytkiem ktoś
postawił takie badziewie. Co to właściwie ma być i czemu ma służyć? Jak można w
taki sposób szpecić otoczenie? Włosi mnie czasami zadziwiają...
Wyjątkową urodą odznacza się też Capella
Palatina (Kaplica Królewska) w pałacu Normanów. O ile za wstęp do katedry nie
zapłacimy nic, to już by zobaczyć cudowną kaplicę wybulić trzeba 12 euro (bilet
zawiera także wstęp na wystawę czasową i do pałacu). Myślałam, że to sprytna
zagrywka ze strony Włochów: sprzedawać bilety tylko łączone, bez możliwości
kupienia wejściówki tylko do słynnej kaplicy. Może coś w tym jest, ale z
drugiej strony pewnie wtedy nie zobaczyłabym takiej oryginalnej i ciekawej
wystawy czasowej, pokazującej nowe spojrzenie na Drogę Krzyżową Chrystusa
autorstwa Fernando Botero.
Palermo to miasto kościołów, a jest ich tu
tak wiele, że chyba nie sposób wszystkich zobaczyć. By więc trochę urozmaicić
zwiedzanie poszliśmy do ogrodu botanicznego. Niestety nie mogę powiedzieć, bym
była zadowolona. Rośliny umierały pod sycylijskim słońcem, pracownicy nie
trudzili się, by posprzątać, na dodatek okrutnie pogryzły mnie komary – miałam 11
ugryzień na jednej nodze i 8 na drugiej. Przed przyjazdem czytałam, że nie
warto iść do ogrodu, że jest zaniedbany, ale nie wierzyłam. W każdym razie ja
odradzam. Wstęp kosztuje 5,00 euro.
Gdzie
przenocować?
Oczywiście będąc w Palermo kilka godzin
trzeba przeznaczyć na wycieczkę do Monreale i wybrać się do Cefalu, najlepiej
na pół dnia. O tych uroczych miasteczkach opowiem Wam jednak innym razem, dziś
jeszcze będzie o naszym noclegu. Hotel Regina wybrałam
ze względu na znakomitą lokalizację: między katedrą a placem Quattro Canti.
Niezła była też cena: 50 euro za noc. Niestety w łazience był grzyb, przez 3
dni nikt nie wymienił nam ręczników, a po sprzątaniu pokój wyglądał jakby nic
się nie zmieniło. Hotel na bookingu ma wysoką ocenę, bo 7,8, więc być może
mieliśmy pecha, co do pokoju. Trudno powiedzieć, ale nie mogę polecić Hotelu
Regina, bo okazał się ogromnym rozczarowaniem.
Jak
się tu dostać komunikacją publiczną?
Do Palermo z Castellammare del Golfo
dostaliśmy się w 1,5 godziny autobusem Russo. Bilet kosztował 8,00 euro.
Na trasie Palermo – Catania jeździ Interbus,
podróż trwa ok. 3 godzin, a cena biletu to 12,00 euro.
Z Trapani do Palermo dostaniecie się z
Segesta Autolinee w ok. 2 godziny. Bilet kosztuje obecnie 9,60 euro.
Podsumowanie
W chaosie Palermo można też znaleźć
miejsce, które urzekają i do których chce się wracać. Miasto jednak przede
wszystkim zapadło nam w pamięć jako miejsce z wyjątkowo smacznym arancini i
fajnymi kafejkami. Palermo da się lubić, ale wracać tam nie chcę. Wrażenia z
pierwszego dnia zaważyły jednak na całości. Warto zobaczyć piękne zabytki w
kontraście z zaniedbaniem otoczenia. Jeśli kiedyś wrócę do Palermo, to chyba
tylko po to, by jeszcze raz zjeść to pyszne arancini :)
Narobiłaś mi smaka na sycylijskie słodycze i arancini :) 12 euro za wejście do kaplicy i muzeum - zgroza!
OdpowiedzUsuńMiejsce do ktorego kiedys sie wybiore, a i na slodkosci sie skusze :)
OdpowiedzUsuńTak jak myślałem, jest to miasto kontrastów. W tym poście pokazałaś, że można je polubić i dla pięknych zabytków, jak i jego słodkości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Faktycznie, w tej odsłonie lepiej prezentuje się Palermo :)
OdpowiedzUsuńA takie słodycze też by mi się po nocach śniły ;)))))
Na początku można dostać ślinotoku. Nie dziwię się, że Grycan pozostaje tu w tyle, wszak lody włoskie są najlepsze!!! Kiedy patrzę na Twoje zdjęcia to Palermo póki co przypadło mi do gustu, ale może ja już nie umiem być obiektywna jeśli chodzi o Italię;)
OdpowiedzUsuńNo, czyli jest jednak coś, co da się lubić w Palermo. Buzia na 1 zdjęciu uśmiechnięta. :)
OdpowiedzUsuńOgród botaniczny - fakt - porażka, ale zabytki piękne, tylko oczywiście nie to badziewie...
Pozdrowionka.