sobota, 29 sierpnia 2015

Palermo – zaplątani w chaosie miasta



Palermo – miasto, które albo się kocha albo nienawidzi. Tu nie ma uczuć pośrednich. Stolica Sycylii to miejsce tak specyficzne, że aby zrozumieć, co mam na myśli, trzeba to zobaczyć. Dać sobie chwilę na chłonięcie atmosfery i odnalezienie klucza do serca miasta. Masz 1 dzień? Nie jedź, miasto Cię przytłoczy, stłamsi i połknie w całości. Jeśli masz jednak chociaż 3 dni i planujesz zostać w Palermo na noc, masz szansę nie tylko się zachłysnąć, ale nawet skosztować lokalnego kolorytu. Wszystko to i jeszcze więcej będzie możliwe, o ile nie dasz się przejechać, przechodząc przez ulicę. Posłuchajcie...

W Palermo na nowo zdefiniowałam pojęcie chaosu. Wygląda na to, że brud i zamęt stały się tu sposobem na życie. Nikt się tu nie przejmuje turystą, turysta musi walczyć jak lew, jeśli nie chce zostać rozdeptany jak mrówka. Do Palermo udaliśmy się z zacisznego Castellammare del Golfo, które już obwołałam miejscem, w którym wszystko pasuje idealnie. Był to największy przeskok, jaki popełniliśmy, coś jak przeprowadzka z zapyziałej polskiej wsi do Warszawy a może i do Londynu, jeśli ktoś jest szczególnie wrażliwy na dźwięki i kolory miasta. Mieszkaliśmy w samym centrum, tuż obok Quattro Canti, w małym dusznym pokoiku z niedziałającą klimą. Rzuciwszy walizki, wybiegliśmy na spotkanie miasta. Co tam zastaliśmy?

Powiedzieć, że Palermo jest zaniedbane, to nie powiedzieć nic. W uliczkach widać budynki, które kiedyś musiały być piękne, dziś tynki odpadają z fasad i absolutnie nikt się tym nie przejmuje. Gdy dochodzimy do Teatro Massimo, jednego z najważniejszych miejsc kulturalno-społecznych w mieście, nie wierzymy własnym oczom. Ulica zablokowana przez protesty, policja i wojsko pilnują agitujących z obu stron (a właściwie stoją z założonymi rękami i w najlepsze gadają, nie przejmując się absolutnie niczym). Jeśli myśleliśmy, że to jednorazowa akcja, nie wiedzieliśmy jeszcze jak bardzo się mylimy. Przez dwa następne dni jest dokładnie to samo, zmieniają się tylko protestujący. W końcu Teatro Massimo staramy się omijać szerokim łukiem, uciekamy od dusznej atmosfery i Giuseppe Verdiego. Może kiedyś, w innym czasie, zobaczymy jeszcze ten największy teatr operowy we Włoszech i trzeci co do wielkości w Europie. 


Na razie włóczymy się, trafiamy na uliczny bazar, trenujemy przechodzenie na zielonym świetle razem z jadącymi samochodami, oburzamy się, że policja nie reaguje na samowolkę kierowców i motocyklistów, widzimy jak rowerzysta potrąca starszą panią i odjeżdża z piskiem, na co zbiegają się przechodnie i robią włoskie burdello bum bum. Wszędzie pełno ludzi, przepychających się, pędzących w różnych kierunkach i nie zwracających uwagi na innych. Zaczynamy się dusić, może w Rzymie jest tłoczno, każdy cię zaczepia, ale jest inaczej, w tym wypadku lepiej. Palermo nas odpycha swoją miejską brutalnością, nie takich miejsc szukamy, nie takie wspomnienia chcemy mieć. Z podkulonymi ogonami wracamy do pokoju hotelowego. Może jutro będzie lepiej?

7 komentarzy:

  1. Ojoj. Czekam na tę bardziej pozytywną część relacji z pobytu w Palermo, bo wnioskuję, że taka będzie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak żywo to opisałaś, że już nie musiałam sobie niczego wyobrażać. Po prostu tam byłam. Mnie takie miejsca przytłaczają. Zwsze kiedy trafiam w miejsca, które się kocha albo nienawidzi uciekam z podkulonym ogonem. Ale Sycylia frapuje moje serce. Pojechać chcę...bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Palermo jest trudne, ale poza tym Sycylia jest cudowna!

      Usuń
  3. Z twojego opisu bardzo trudne! Ale może 2 dzień przyniósł lepsze wspomnienia? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Inaczej sobie wyobrażałem to miasto. Może po prostu miałaś pecha, albo zły dzień.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie byłam, więc trudno się wypowiadać, ale są miejsca, które potrafią przytłoczyć, nawet we Włoszech;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Może faktycznie tak wyszło... Miałam zupełnie inne wyobrażenie o tym mieście. Mimo wszystko chciałabym je zobaczyć.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń