„Wiem, że powrót do szarzyzny i przygniatającej opresji dzisiejszej Kuby miałby na mnie druzgoczący wpływ. Miałem tego przedsmak, kiedy próbowałem obejrzeć film „Buena Vista Social Club”. Wytrzymałem tylko piętnaście minut, bo fizyczna ruina Hawany – a także mojego narodu i mojej przeszłości – jest w tym filmie jaskrawo widoczna. Wybuchłem niekontrolowanym płaczem i oddałem kasetę do wypożyczalni nieobejrzaną. Jak dla mnie Kuba Fidela jest najgłębszym kręgiem piekła.”
Poruszające wspomnienia Kubańczyka,
któremu jako dziecko udało się opuścić Kubę i znaleźć schronienie w
Stanach Zjednoczonych. Wraz z 14 tys. innych dzieci i bratem Tonym, mały Carlos
wsiadł do samolotu na lotnisku w Hawanie, by już nigdy nie powrócić do
ojczyzny. Jak wyglądało życie na karaibskiej wyspie zanim nadeszła rewolucja,
kartki na żywność i reforma rolna? O tym wszystkim możecie przeczytać w
podszytej realizmem magicznym autobiograficznej powieści Carlosa Eire, dziś
wykładowcy na Yale, dla którego chmury mają kształt Kuby.
„Świat się zmienił, kiedy spałem (...).”
Opowieść zaczyna się w chwili, gdy obalony
zostaje prezydent Batista, a na ulice wchodzą brodacze z cygarami w ustach i
karabinami w dłoniach. Świat się zmienia w ciągu jednej nocy. Wczoraj Carlos
miło spędzał czas z rodziną, od dziś jego życie będzie przypominać równie
pochyłą...
Rodzina naszego bohatera należała do
kubańskiej elity, do szkoły Carlos chodził z synami prezydenta Batisty, miał swojego
szofera i mieszkał w wygodnym domu w dzielnicy Miramar. Co tydzień chodził do
kina na filmy z Hollywood, uwielbiał czytać komiksy o Batmanie i pić coca-colę
– jego dzieciństwo było czasem sielskim i radosnym, pachnącym morską bryzą, wypełnionym
zabawami, i marzeniami o przyszłości. Prawdziwe dzieciństwo na rajskiej wyspie.
Tak było przed.
Po objęciu władzy przez Fidela ulice
spłynęły krwią, zaczęły się łapanki, a dawnym elitom zabrano wszystko. Dorosły
Carlos pisze, że mały tego nie dostrzegał, nie rozumiał, co się dzieje, poza
tym jego ojciec nie poczynił żadnego kroku, by zapobiec katastrofie. W końcu
dzięki wysiłkom matki chłopcu udało się przedostać do Stanów Zjednoczonych,
gdzie po raz kolejny zderzył się z brutalną rzeczywistością i potęgą pieniądza
w kapitalistycznym świecie.
„Czekając na śnieg w Hawanie” to książka
powstała z tęsknoty za tym, co już nie wróci, za rajem utraconym. Dla Carlosa
Eire chmury mają kształt Kuby, pragnienia, które być może już nigdy się nie
spełni.
Całkiem ciekawie się zapowiada, w ogóle ostatnio Kuba zrobiła się bardzo modna. Ja nie umiem się niestety pozbyć mieszanych uczuć co do tego kraju, ale przeczytać może warto:)
OdpowiedzUsuńTeraz jest najazd na Kubę, bo wszyscy chcą zobaczyć ten kraj zanim się zmieni, dzięki pomocy Amerykanów.
UsuńWidzę, że przygotowujesz się do wyprawy? To chyba już niedługo? :)
OdpowiedzUsuńTak! Jeszcze 1,5 miesiąca :)
UsuńWspomnienia za dziecka musza byc wyidelizowane mocno...
OdpowiedzUsuń