„Wcale nie jest za późno, by szukać świata ze snów"
Stowarzyszenie umarłych poetów
Mój świat ze snów znalazłam nad Jeziorem
Como. Objawił mi się w pięknym słowie Varenna, omamił klimatem, ciszą, dał
chwile ukojenia i na dobre został ze mną.
Tutaj wszystko mi ze sobą grało. Krajobraz i
moje odczucia dogadały się idealnie, a lampka wina wypita nieśpiesznie w
knajpce z widokiem utwierdziła w przekonaniu, że Włochy to moja bajka, że chcę
tu wracać każdego roku i że będę italianofilką na wieki. To było jednak
wieczorem, gdy wróciłam z językiem na wierzchu po całym dniu zwiedzania.
Po raz pierwszy Varenne ujrzałam na chwilę po
wschodzie słońca. Przybyłam porannym pociągiem z Lecco, mojej przystani nad
Jeziorem Como, i wyruszyłam na pierwsze rozpoznanie. Zaskoczył mnie spokój i
powolne budzenie się do życia. Spacerowałam promenadą i podziwiałam niewymowne
piękno. Tylko ja i rybacy. Dzień dopiero się zaczynał, a ja już zakochałam się
natychmiast, na zawsze. Varenna oślepiła mnie swoim blaskiem i zostawiła ślad w
moim sercu na zawsze. Jeśli gdzieś jest idealnie, to właśnie tam.
Miasteczko jest maleńkie i nie ma nawet
tysiąca mieszkańców, można je z łatwością zdeptać w 2-3 godziny. Trzeba też
zobaczyć Castello di Vezio. Są to właściwie ruiny, ale widoki stamtąd boskie.
Wstęp kosztuje 4 euro, a zwiedzanie jest możliwe w okresie od marca do
października. Z tego, co wyczytałam zamek jest nieczynny w czasie kiepskiej
pogody (burze, ulewy). By do niego trafić trzeba skierować się na schody za
hotelem Montecodeno. Wejście zajęło mi około 30 minut, droga jednak była bardzo
nieprzyjemna, kamienista i wyboista. Myślałam, że wyzionę ducha, a kondycję mam
dobrą. W każdym razie warto, ale w odpowiednim obuwiu.
Bajkowy widok na Varenne roztacza się z
promu, którym pewnie wybierzecie się gdzieś dalej. Cykałam fotki i gdy rano
wypływałam, i gdy wracałam popołudniu jak do starej przyjaciółki.
Tak pięknie i
lekko mi tam było, że czasami zastanawiam się, czy byłoby tak zawsze, gdybym
miała taką codzienność? Czy mogłabym się znudzić i znowu poczuć wanderlust?
Chyba nie chcę tego sprawdzać. Wystarczą wspomnienia. Zamykam oczy i jestem.
Piję cappucino, oddycham, podziwiam, czuję. Carpe diem.
Zapraszam również na pozostałe posty w ramach cyklu ulubione miejsca:
PS Znowu się kajam. Tak mało mnie tu i u Was. Moje życie przewróciło się do góry nogami i próbuję pozbierać to, co zostało. Rzuciłam się w wir zajęć, by nie myśleć. Zmiany są potrzebne, nawet jeśli trudne. Czuję jednak spokój i mam dużo planów, to najważniejsze. Trzymajcie się. Ufam, że u Was pozytywnie.
Cudne miasteczko, magiczne Włochy, pięknie o nich piszesz <3
OdpowiedzUsuńZ tą pozytywnością to przyznam, bywa i jest różnie. Ostatnio akurat tak sobie. Ale w ogóle mam wrażenie, że jednak - już końcówka tego roku nie jest jakoś przychylna, przynajmniej tak czuję. Co do "Twojego miejsca nad Como" to pięknie i urokliwie. Chyba dwa najlepiej określające te miejsce słowa. Za niespełna miesiąc wybieram się do Włoch, może zaznam chwili wytchnienia ? Oby.
OdpowiedzUsuńU mnie również tak sobie z tą pozytywnością. Sporo się działo w ostatnim czasie, więc i u mnie rzadko bywałam, podobnie jak tu u Ciebie. Trzymam kciuki, aby było lepiej!
OdpowiedzUsuńAjjj, Włochy, Włochy. Byłam tam prawie rok temu i ostatnio tak mnie naszło na wspomnienia, że aż śnił mi się po nocach Rzym. Chciałabym tam wrócić. Wątpię, aby w tym roku się to udało ze względu na kompletne spłukanie po Hiszpanii, ale w przyszłym już na pewno nie odpuszczę. Włochy mnie... wyciszyły, a w ostatnim czasie stały mi się bliższe również z innego powodu... ;) Chętnie przeczytam również ten sycylijski post, więc pędzę aby to zrobić.
Trzymaj się ciepło, pozdrawiam :)
Jest pięknie. Mnie kiedyś tak zauroczyło Lecco. Jezioro Como obfituje w wiele atrakcji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Trzymam kciuki za szybkie pozbieranie się, musisz zbierać sił na kolejne podróże. Przez Ciebie Włochy będą moim przyszłorocznym celem, mojej mamie bardzo marzy się powrót tam, więc może...byle do wakacji.
OdpowiedzUsuńPrzybijam piątkę italiofilce ! Mogłabym tam wracać i wracać, delektować się tymi miejscami, jedzeniem, powietrzem. Ach!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się mocno, mam nadzieję, że wszystko sobie szybko poukładasz!
Sciskam, musi byc dobrze. Czasami takie odbicie sie od dna jest potrzebne. Moj najgorszy rok w zyciu to 2007, zdarzyly sie dwie bardzo negatyne rzeczy. Po jednej sie pozbieralam i zaczelam inne zycie, po drugiej sie nigdy nie pozbieram, bo czas w tym przypadku nie lezy ran i braku tej bliskiej osoby nikt nie jest mi w stanie zastapic. Miejsce piekne, z checia przenioslabym sie w cieplejsze miejsce. Poki co pozostaje mi zimna i mglista Anglia. Uszy do gory, pa.
OdpowiedzUsuńRównież wierzę, że u Ciebie wszystko sie poukłada, musi! I Ty musisz tak myśleć! :)
OdpowiedzUsuńW końcu kiedyś wrócisz do Como i spojrzysz na niego jeszcze lepszym okiem, zobaczysz ;)))