niedziela, 29 marca 2015

Jak zwiedzić Londyn za pół ceny? – czyli o organizacji wyjazdu słów kilka



Dla przeciętnego Polaka turystyczny wyjazd do Wielkiej Brytanii to spory wydatek. Funt niezmiennie stoi na wysokim poziomie, więc zakup tej waluty może nam mocno dać po kieszeni. Do tego dochodzą bardzo drogie wstępy do obiektów, związanych z historią Anglii, na widok których rwałam sobie włosy z głowy – do czasu jednak, aż znalazłam pewną promocję, o której mam zamiar Wam dziś opowiedzieć.


Zwiedzaj Londyn 2 za 1 z brytyjskimi kolejami!


W Londynie fajne jest to, że wszystkie muzea można zwiedzać za darmo! British Muzeum, Muzeum Historii Naturalnej, National Gallery, Victoria & Albert, Tate Modern – tam wszędzie wejdziemy za free. Jeśli jednak głównie interesują nas obiekty, związane z historią UK, zapłacimy słono, chyba że...


Turysta zwiedzający Londyn musi się jakoś po mieście poruszać. Co prawda, można większość atrakcji obejść na piechotę, ale czasem po prostu trzeba gdzieś podjechać metrem, np. Tower, muzeum Sherlocka Holmesa czy Camden są mocno oddalone od centrum. Bilety komunikacji miejskiej występują w różnej formie, ale ja dziś chciałabym Was zachęcić do zakupu Travelcard, które występują w opcji 1 lub 7-dniowej (więcej o rodzajach i cenach tutaj). 

Travelcard można kupić w metrze, automatach, ale...można też pójść na jakąkolwiek stację kolejową w mieście np. na Victorię (na którą przyjeżdżają autobusy z lotniska Stansed) stanąć w kolejce do okienka i kupić naszą Travelcard tam. Dlaczego to takie ważne?


Otóż travelka kupiona w kasie na stacji kolejowej uprawnia nas do zwiedzania wszystkich londyńskich atrakcji w promocji 2 za 1! W kasie do danego obiektu trzeba tylko pokazać ważną na dany dzień kartę i wydrukowany voucher. Z tego, co widziałam to w promocji biorą udział wszystkie zabytki i atrakcje, które są płatne. 


Jak więc to wygląda cenowo?

Kupujemy 2 travelcard na 1 dzień dla dwóch osób dorosłych, co wynosi nas 24 funty. Tego dnia wchodzimy do wszystkich płatnych obiektów, które chcemy zobaczyć (uwaga! sprawdźcie wcześniej godziny i dni otwarcia, np. Westminster Abbey jest niedostępne dla zwiedzających w niedzielę, a w sobotę jest czynne tylko do 13.30) i tak np.:


- w Tower of London zamiast 49 funtów, płacimy 24,50,

- w Westminster Abbey zamiast 40 funtów – 20;

- w Madame Tussauds zamiast 60 funtów – 30;

- przejażdżka Lomdon Eye kosztuje nas 21,50 funtów zamiast 43!!!



Pełna lista obiektów, biorących udział w promocji znajduje się na poniższej stronie:  


Promocja ma sens tylko przy dwóch osobach dorosłych, jeśli jedzie dziecko i dorosły niekoniecznie musi się to opłacać (trzeba by zrobić dokładną kalkulację).


Dlaczego o tym pisze?

Jadąc do Londynu myślałam, że wszyscy będą mieli ze sobą vouchery pobrane ze strony i będą zwiedzać 2 za 1. Ale jakoś nie... W długiej kolejce do kasy przy Tower nie widziałam nikogo z voucherem, a moim zdaniem zawsze warto trochę zaoszczędzić, zwłaszcza gdy pomyśli się, że 20 funtów to ok. 115 zł. 


Dojazd do miasta z lotniska Londyn Stansed


Po przylocie do Londynu przeżyłam mały szok. Zdaje się, że w związku z atakami w Tunezji wprowadzono kontrole wszystkich pasażerów, przylatujących do UK. W długiej kolejce staliśmy ok. 40 minut. Czy Was też na Stansed kontrolowano? Pytam, bo nigdzie wcześniej mi się to nie zdarzyło, ani w Paryżu, ani nawet w Brukseli. 


Jak już swoje odstaliśmy poszliśmy na autobus, a tam taki tłum ludzi, że mi kopara opadła :) Wsiedliśmy dopiero w 3 autobus (po 50 minutach oczekiwania), jadący na stację Victoria. Warto zarezerwować sobie wcześniej bilet przez Internet, wtedy wchodzimy bez kolejki. My pomimo kupionych biletów online musieliśmy swoje odstać, bo przez niespodziewaną kontrolę autobus nam uciekł :) Bilety na kolejny też obowiązywały, ale nie było już pierwszeństwa...


Najtaniej do Londynu dostać się z firmą Terravison. Bilety kupiono wcześniej kosztują nawet 6 funtów za osobę. Na miejscu jest to znacznie wyższy wydatek. Po więcej zapraszam na stronę przewoźnika.


Nasz nocleg


Bilety na marzec kupiłam w jakiejś śmiesznej promocji Ryanair jeszcze w listopadzie, od razu też wtedy zarezerwowałam hostel w samym centrum miasta. Ceny w Londynie są tak powalające, że zależało mi tylko na pokoju z łazienką, więc nie zwracałam już uwagi na standard. Tydzień przed wyjazdem zawsze jednak ponownie odpalam booking.com, bo często droższe hotele wyprzedają pokoje w promocji. Czasem się uda złapać okazję, czasem nie. 

Tym razem się udało. Za 135 funtów za 2 noce miałam zarezerwowany hostel, za 139 funtów w promocji wzięłam pokój z łazienką i śniadaniem w hotelu trzygwiazdkowym w samym sercu miasta. Pokój był w porządku, można się przyczepić do słabych śniadań, ale za tę cenę i lokalizację pozytywnie oceniam pobyt. Tutaj strona hotelu Comfort Inn Victoria na bookingu.





To chyba wszystko tak wstępnie. Osobny post będzie o jedzeniu, bo byłam w trzech fajnych restauracjach, o których chce Wam napisać :)

Aktualizacja: przed chwilą, bijąc się z myślami założyłam stronę na facebooku. Zapraszam do polubienia.

piątek, 27 marca 2015

londyńskie impresje



Z Londynu wróciłam kilka dni temu, ale myślami wciąż tam jestem.

Bo to miasto ciekawe, które weszło mi do głowy i pod skórę.
Z historią tak fascynującą i kulturą tak bogatą, że można się zachłysnąć i to bardzo.
Z ludźmi, najróżniejszymi jakich możecie sobie wyobrazić.
Takimi, co chodzą „z krótkim”, choć wieje silny wiatr, a ja szczelniej okrywam się szalikiem. Takimi, co ubierają się tak, że jakby u nas wyszli na ulice, to najpewniej wzbudziliby sensację. A tam? Nikt na nich nie zwraca uwagi.

No może poza mną... Turystką z szeroko otwartymi oczami, rozdziawioną buzią i lekkim przerażeniem, że
tak tu głośno, tłoczno
i różnorodnie, że
jak człowiek wejdzie do China Town to jakby do innego świata wkroczył
a Notting Hill jest zupełnie jak z filmu i nawet Hugh Granta nie trzeba by była magia!

I nie dziwię się już wcale a wcale, że Brytole swojego funta z królową się trzymają,
że euro nie chcą, bo widać, że
tak kochają swoją kulturę i historię, że aż im trochę zazdroszczę
żyje im się łatwiej niż u nas – więcej więc we mnie zrozumienia dla Polaka na emigracji.

A na koniec powiem Wam jedno
jak się stoi tam, gdzie Henryk VIII ścinał żony albo u grobu Elżbiety I, to
wyobraźnia zaczyna działać, pędzi jak szalona i czuje wtedy człowiek
ogrom historii i ma wrażenie jaki jest mały w tym wielkim świecie.

I myślę sobie, że...
 w Londynie można by się zakochać,
(choć byłoby to uczucie trudne i burzliwe)
jest tam łatwo dla turysty, ale niekoniecznie żyję się tam fajnie tak na co dzień
że pomimo miłości i szacunku dla ich historii i kultury nie mogłabym tam mieszkać, bo
to miasto dla mnie za duże i za szybkie
że na takim Trafalgar Square czułam się zagubiona jak dziecko
że knajpki na Soho mają niepowtarzalny klimat i że nic tylko jeść pozostaje
i że tam wrócę jeszcze na chwilę, choć niezbyt długą.



wtorek, 24 marca 2015

SPEND YOUR PERFECT BIRTHDAY IN LONDON!



czyli moje pomysły na 27.urodziny w Londynie


1) Powłócz się po Notting Hill. Poszukaj dobrze, a może Hugh Grant gdzieś wyskoczy?



2) Zjedz tartę z owocami albo inny smakołyk w Patisserie Vallerie. 


3) Kup sobie coś fajnego na Covent Garden. Ja znalazłam ten muminkowy sklepik i nie mogłam z niego wyjść!


4) Powiedz „hello” Londynowi z czerwonej budki!


5) Poszukaj pelikanów w St James Park.


6) Zjedz urodzinową obiado-kolację na Soho, np. w Mediterranean Cafe (gorąco polecam!)


7) i najważniejsze: spełnij jakieś marzenie. Ja poszłam do Tower, by zobaczyć miejsce, w którym Anna Boleyn straciła głowę.


Więcej i obszerniej o Londynie wkrótce :) Tymczasem jestem starsza o kolejny rok i mam coraz więcej marzeń do spełnienia :) Pozdrawiam, do napisania!

wtorek, 17 marca 2015

Bardzo łatwo jest miło spędzać czas...



 Można leżeć na moście i patrzeć, jak przepływa pod nim woda. Albo biegać i brodzić w czerwonych botach po mokradłach.
Albo zwinąć się w kłębek i przysłuchiwać się, jak deszcz pada na dach. Bardzo jest łatwo miło spędzać czas.

sobota, 14 marca 2015

Perła Ligurii: Portovenere



Pewna Włoszka spytana przeze mnie, co warto zobaczyć na wybrzeżu liguryjskim, bez wahania odpowiedziała: Portovenere jest najlepszym, co mamy w okolicy. A ja zaczęłam się drapać w głowę, bo wcale a wcale nie planowałam tam jechać. No ale jak już Włoszka tak mówi, to znaczy, że trzeba, prawda?




Był nasz ostatni dzień we Włoszech. Sobota, 27 września. Słońce od rana pięknie świeciło, a dzień zapowiadał się wyjątkowo pięknie. Po wypiciu porannej kawy i wymeldowaniu się z hotelu od razu poszliśmy na autobus do Portovenere (do przystani mieliśmy niestety kawałek, więc prom odpadał). Myślałam, że po Cinque Terre nic w Ligurii już nie jest w stanie wzbudzić we mnie zachwytu. Jak się okazało – bardzo mylne były me przekonania ;)

Kochani, Portovenere ma wszystko, co najlepsze w Ligurii. Piękne kolorowe kamieniczki, cudne wąski uliczki, klimatyczny kościółek, w którym mogłabym wziąć ślub ;), a także niezwykły zamek na wzgórzu i wreszcie grotę, w której można przysiąść, pomyśleć i popatrzeć na morze – ba, grotę, którą ukochał sobie sam George Byron. Miasteczko skradło moje serce i jest moim absolutnym numerem 1 w tej części Włoch. Muszę tam kiedyś wrócić, by przeżyć jeszcze jeden tak piękny dzień! I strasznie żałuję, że już nie podziękowałam tej Włoszce za dobrą radę, bo gdyby nie ona nie odkryłabym tego cudownego miejsca!




Gotowi na kolejny spacer?


Po wyjściu z autobusu naszym oczom ukazały się fasady kamienic na Piazza della Marina. Warto poświęcić chwilę, by zjeść lody lub wypić coś zimnego w którejś z knajpek z widokiem na morze. Uwielbiam w taki właśnie sposób spędzać czas ;) Inną ciekawą opcją jest opalanie się na skałkach, co praktykują miejscowe dziewczyny, nie zważając na ciekawskie spojrzenia turystów.











Z placyku zobaczyłam w oddali kamienny kościółek, tak obłędnie położony, że po prawie biegłam do niego :)




Kościół Św. Piotra został zbudowany na skalistym cyplu w XIII wieku i po dziś dzień zachował swój niepowtarzalny klimat. 








W naszą sobotę akurat miał się tu odbyć ślub marynarza i pięknej dziewczyny (żałuję, że nie mam w sobie tyle odwagi, by cykać zdjęcia ludziom, więc musicie sobie wyobrazić sami tę parę z bajki). Poniżej znajdziecie choć zdjęcie pięknie przystrojonego kościoła. 



Prawda, że klimatycznie? Mnie nic więcej, by nie trzeba do szczęścia...


W jednej ze skalistych zatok u podnóża kościółka zrozumiecie, dlaczego to miejsce zostało nazwane Zatoką Poetów i dlaczego Byron szczególnie je sobie upodobał.










Stamtąd nogi już same poniosą do... No właśnie gdzie? Tego dowiecie się następnym razem :)




Jak tu dotrzeć?

Z La Spezii (naszej bazy wypadowej) do Portovenere odjeżdża autobus numer 11, bilet kosztuje 2,50 euro, a czas przejazdu to około 25 minut. Inną opcją jest też prom (koszt 7 euro w dwie strony, lub 4 euro w jedną). Jak widzicie różnica w cenach nie jest wielka, a wycieczka promem na pewno jest bardziej malownicza i zachwycająca, aniżeli jazda zatłoczonym autobusem na stojąco ;)

poniedziałek, 9 marca 2015

Barcelona: podziwiając architekturę dzielnicy Gràcia



Jeśli jesteś miłośnikiem architektury tak jak ja, musisz pojechać do Barcelony i dać się ponieść nogom w dzielnicy Gràcia! 


To tutaj zobaczysz jedno z pierwszych dzieł Gaudiego – Casa Vicens, budynek w stylu mauretańskim, zbudowany z tysięcy płytek, układających się w motywy kwiatu cynii.


 
Już przy Passeig de Gràcia stoi dumnie Casa Milà, którą barcelończycy nazywają „la pedrera”, czyli kamieniołom. 


Na zdjęciu poniżej na pewno wszyscy rozpoznają Casa Batlló, klejnot barcelońskiej secesji, któremu poświęcę osobny wpis wkrótce ;)


Chwilę wcześniej przy tej samej alei stoi Casa Amatller, będąca wariacją na temat klasycznej niderlandzkiej kamienicy. Zdradzę Wam, że Casa Amatller to mój ulubiony budynek w Barcelonie :)



Równie bogato zdobiona jest Casa Lleo Morera, której neorenesansowa fasada szczególnie zachwyca.


A gdy już zobaczymy te wszystkie cudeńka, dlaczego nie pójść trochę dalej i nie pooglądać „zwyczajnych” budynków, które i tak są na tyle ładne, że zapadają w pamięć i serce?









 
Kilkugodzinny spacer po Gràcia to jedna z najfajniejszych rzeczy, jakie zrobiliśmy będąc w Barcelonie. Zapewniam, że jest się czym zachwycać, a aparatu nie będziecie wypuszczać z rąk!

Ostatnio trochę zaniedbuję bloga i rzadko zaglądam na Wasze, ale postaram się to wszystko nadrobić. Przez brak słońca odczuwałam ogólne zniechęcenie do wszystkiego, ale myślę, że to już za mną :) Teraz pomału planuję Londyn, który już niedługo. I tu pytanie do Was: znacie jakieś fajne miejsce na kolację urodzinową z dobrym jedzeniem, ale takimi cenami, byśmy się nie zrujnowali? Czekam na sugestie. Pozdrawiam i ślę moc uścisków!